sobota, 30 grudnia 2017

PODSUMOWANIE GRUDNIA/2017

  Hej, hej, dziś podsumowanie będzie trochę wcześniej niż powinno być, ponieważ chcę już zaliczyć grudzień do podsumowania roku, które będzie 1 stycznia. Ogólnie, w tym miesiącu miałam za zadanie przeczytać określoną liczbę stron, ponieważ chcę mieć ładną okrągłą ich ilość w całym roku. Bez dłuższych wstępów zobaczmy, czy mi się to udało.
Liczba przeczytanych stron: 2306
Przeczytane książki: 5
1. "Ponad wszystko"- Nicola Yoon
2. "Hate list. Nienawiść."- Jennifer Brown
3. "Księga Luster"- Adam Faber
4. "Obca"- Diana Gabaldon
5. "Wybrani"- C.J. Daughtery
Recenzji jeszcze nie ma, ale będzie ;)
  Ten ostatni miesiąc 2017 roku pod względem książkowym był wręcz fantastyczny. Wszystkie powieści były co najmniej dobre. Trafiły się też dwie perełki, które nawet będą w zestawieniu najlepszych książek, więc jest naprawdę świetnie. Szczerze mówiąc, będę musiała jeszcze policzyć, czy udało mi się dobić do tej okrągłej liczby stron, na której mi zależało, ale coś mi mówi, że chyba nie.
Najlepsza książka miesiąca:
"Obca"- Diana Gabaldon
  Powiem Wam, że zachwyciłam się tą pozycją już od pierwszych rozdziałów. Jest absolutnie cudowna, ma w swojej treści taką różnorodność, jaką ja bardzo lubię. Jest tu romans, przygoda, historia i nawet odrobinka fantastyki. Występuje tu ogromna ilość wątków, co też niezwykle doceniam, każdy bohater jest w jakimś stopniu rozwinięty, a też w "Obcej" różnych charakterów jest mnóstwo. Główna bohaterka zdobyła moją sympatię, co też się rzadko zdarza. Wydaje mi się, że każdy może znaleźć w tej historii coś dla siebie, więc wstańcie teraz od komputera, telefonu, czy na czym czytacie ten post i pędźcie do księgarni.
Najgorsza książka miesiąca:
  Od razu mówię: Ta pozycja nie jest zła, jest po prostu najmniej dobra ze wszystkich. Generalnie, historia mi się bardzo podobała, ale jednak nie czułam się jakoś bardzo zaangażowana. Myślę, że wynika to z tego, że jest to pierwszy tom serii i autor dopiero musi się rozruszać, a poza tym w kolejnych tomach będzie miał czas na budowanie więzi czytelnika z bohaterami. Ja drugą część kupię na pewno, żeby zobaczyć, czy ta opowieść się zaczyna bardziej rozwijać.
Najlepsza postać miesiąca:
Jenny z "Obcej" Diany Gabaldon
  Nie jest to główna bohaterka, ani też jedna z jakiś bardzo znaczących. Jest to siostra Jamiego, czyli partnera Claire. Dla mnie postac Jenny genialnie pokazuje, że można być silną, wojowniczą babką jednocześnie pozostając pełną wdzięku i kobiecą. Uważam też, że jest niesamowicie odważna i taka potrafiąca zachować zimną krew.
Najgorsza postać miesiąca:
Valerie z "Hate list. Nienawiść" Jennifer Brown
  Valerie jest po prostu zbuntowaną nastolatką, która zrobi wszystko, żeby tylko było na przekór zasadą i rodzicom. To prawda, że na przestrzeni książki trochę się zmienia, ale i tak działa mi nerwy.
Najładniejsza okładka miesiąca:
  Ta okładka to po prostu cudeńko. Dla mnie to jest dzieło sztuki. Ten tytuł tak ślicznie lśni w słońcu i ogólnie to jest coś wspaniałego.
Najbrzydsza okładka miesiąca:
  Nienawidzę zdjęć ludzi na okładkach i jeszcze to, że ta dziewczyna ma tak, że połowę twarzy ma zrobioną w inny sposób niż drugą...Dramat. Kto to robił?
  Na koniec mam dla Was taki bonus. W poście, w którym mówiłam o tym, co dostałam pod choinkę wspomniałam, że dwie figurki FUNKO POP nie zdążyły do mnie przybyć, ale właśnie dosłownie wczoraj przyjechały i są po prostu cudowne.
  Pierwsza to Harry Potter w wersji z Hedwigą i to w ogóle jest chyba jakaś ekskluzywna figurka, czy coś. Dla mnie z tych wszystkich wersji, w których występuje ta postać ta jest absolutnie najlepsza. Jest tu szalik Gryffindoru i ta taka zimowa szata, ale przede wszystkim sowa. Ona jest tak ultra urocza i też dobrze, że zrobili ją tak, żeby miała nieproporcjonalnie dużą głowę, jak wszystki te figurki.
  Druga figurka to Hermiona, ale też nie taka zwyczajna, bo jest wystylizowana tak jak na Balu Bożonarodzeniowym, więc wygląda po prostu prześlicznie. To jest chyba jedyna figurka z tych jakie mam, która ma tak samo dopracowany przód jaki i tył. Jedynym minusem to, że moim zdaniem ma troszkę za grube ręce w porównaniu do reszty ciała, ale to taki mały błąd, poza tym jest fantastycznie.

wtorek, 26 grudnia 2017

A CO SŁYCHAĆ W XVIII-WIECZNEJ SZKOCJI?/"OBCA" DIANY GABALDON

  Hej, hej, Święta Świętami, ale recenzje muszą być, prawda? Tą chcę tym bardziej opublikować, ponieważ "Obca" to coś absolutnie fantastycznego. Jeśli chcecie się dowiedzieć, co wpłynęło na mój tak pozytywny odbiór tej książki to czytajcie dalej.
  Claire właśnie spędza ze swoim mężem, Frankiem beztroskie miesiące w malowniczej Szkocji. Są to ich jedne z pierwszych wspólnych chwil po zakończeniu II wojny światowej, która zmusiła ich do rozłąki na 6 lat. Claire była w tym czasie pielęgniarką. Pewnego dnia, podczas odwiedzania miejsca, gdzie stoi tajemniczy, kamienny krąg kobieta przenosi się w czasie do XVIII wieku. Tam poznaje Jamiego, a także zostaje wplątana w sam środek walk klanów oraz wojny z Anglikami.
  Szczerze mówiąc, nie wiem, od czego zacząć, bo jest mnóstwo rzeczy, które sprawiają, że "Obca" jest tak genialna i nie mam pojęcia, która jest z nich najważniejsza.
  Może na początek powiem o czymś bardzo istotnym. Ta pozycja nie jest nudna. Dla mnie powieść musi przede wszystkim być interesująca, bo nawet gdyby miała nie wiadomo jak świetnych bohaterów, czy autor miał przepiękny styl pisania to dla mnie nuda to wszystko skreśla. Historia, o której dziś mówię jest dość długa, bo ma około 700 stron i to jednak nie jest proste by na tak ogromnej objętości wciąż "zabawiać" czytelnika i w wielu innych przypadkach się to nie udaje.
  Moim zdaniem, o sukcesie tego tytułu w tej kwestii zadecydowało to, że mamy tu ogromną ilość wątków i fabuła wygląda mniej więcej tak, że mamy główny problem i cała akcja dąży do rozwiązania tej niedogodności, ale po drodze mamy przedstawione mnóstwo innych mniejszych kłopotów i wiele przygód.
  Jest tutaj też bardzo dużo bohaterów i każdy jest istotny dla historii, każdy ma swoją rolę i jest w mniejszym lub większym stopniu rozwinięty jako postać. Moją faworytką osobiście jest Jenny, czyli siostra Jamiego. Naprawdę, to jest taka babka z jajami, odważna, zabawna, a jednocześnie taka, że w danym momencie potrafi zachować się z klasą i wdziękiem.
  Też istotne dla "Obcej" jest to, że w sumie bardzo trudno określić jednym słowem jej gatunek. Tu mamy po prostu wszystko i myślę, że to jest jedna z tych książek, w której każdy może znaleźć coś dla siebie. Dla miłośniczek płomiennych romansów mamy opisaną całą relację Claire z Jamiem. Jest też mały motyw fantastyczny, bo przecież ludzie na co dzień raczej nie przenoszą się w czasie do XVIII-wiecznej Szkocji. Tak, jak już wspomniałam przygody są nieodłącznym elementem tej historii, więc dla fanów przygodówek(takie masło maślane, ale co tam) też się coś znajdzie. Oczywiście, na główny plan wybija nam się to, że jest to książka historyczna w pewnym sensie, bo jednak jest tu pokazane dużo elementów ówczesnych czasów.
  Skoro już jesteśmy przy takich sprawach typowo historycznych to ja Wam powiem, że ta epoka, w której dzieje się cała akcja jest oddana po prostu fantastycznie. Naprawdę, widać, że autorka zna się na temacie i przemyślała o jakich czasach chce pisać, a nie: "Napiszę książkę, która będzie się działa w XVIII wieku, bo tak będzie fajnie. Co tam, że nic nie wiem o tamtym okresie?". Jedyne do czego mogę się przyczepić to, że język, którym posługują się  bohaterowie nie jest taki trochę starodawny. Dla mnie, osobiście, jest to plus, bo jednak wolę czytać rzeczy napisane w mowie współczesnej, ale tak tylko mówię, żeby później nie było, że mówiłam, że czasy są wiernie oddane, a jest tu ukazany niewłaściwy język.
  Też przez cały czas czytania tej powieści czytelnik czuje taki charakterystyczny klimacik. Wiecie, te szkockie lasy, mroczne jeziora, miejscowe legendy i tak dalej. Jest to atmosfera trochę takiego niepokoju pomieszanego jednocześnie z takim jakby życiem w zgodzie z naturą, ale nie wiem, czy wiecie do końca, o co mi chodzi.
  Teraz powiem troszkę o dwójce głównych bohaterów. Claire jestem po prostu zachwycona. Wiecie, ja jestem bardzo wybredna wobec najważniejszych postaci, a zwłaszcza kobiecych, więc taka pochwała w moich ustach to naprawdę dużo. Cenię w tej bohaterce to, że wprowadza do "Obcej" trochę feminizmu i nawet powiedziałabym, że w rozsądnej wersji. Bardzo sobie cenię kobiety, które myślą, a ona właśnie taka jest. Diana Gabaldon opisując romans Jamiego i Claire łatwo mogła wpaść w pułapkę tego, że Claire będzie zawsze tą damą w opałach, którą ratuje przystojny i silny Szkot. Ogólnie wydaje mi się, że ta autorka musi być bardzo inteligentną babką i po prostu mieć łeb jak sklep, na pewno z chęcią bym ją poznała i pogadała.
  Do Jamiego za to nie jestem nastawiona aż tak pozytywnie. Mam mieszane uczucia. Dla mnie czasami wydawał się brutalny dla Claire, co prawda później był stawiany przez nią do pionu. Pewnie biorąc pod uwagę czasy, w których się wychowywał to w porównaniu z innymi facetami z tego okresu może wręcz uchodzić za dżentelmena, ale dla mnie i tak nie jest on w pełni okej. Ma szansę przekonać mnie do siebie w kolejnych tomach, bo na pewno po nie sięgnę.
  Ale się rozpisałam! Polecam Wam "Obcą" z całego serducha, jestem przekonana, że Wam się spodoba. Nawet jeśli nie całość to chociaż jeden wątek, czy element, który podbije Wasze serce się znajdzie. Z pewnością ta historia znajdzie się w podsumowaniu 2017 roku jako jedna z najlepszych książek, więc moim zdaniem, to jest wystarczające do tego by po nią sięgnąć.

niedziela, 24 grudnia 2017

A POD CHOINKĄ KSIĄŻKOWE ROZMAITOŚCI...

  Hejka, hejka, słuchajcie spędzamy tu na blogu ze sobą już drugie Święta. Postanowiłam, że tak samo, jak w zeszłym roku podzielę się z Wami prezentami, które dostałam, ale tym razem nie powiem tylko o książkach, ale także o takich rzeczach okołoksiążkowych. Też do tej listy zaliczam powieści, które dostałam na mikołajki oraz wigilię klasową.

  Zacznę może od pozycji, które nie załapały się na zdjęciu. Jest to "Obca" Diany Gabaldon, którą właśnie wczoraj skończyłam czytać i powiem Wam, że jest genialna, nie mogę się doczekać aż sięgnę po drugi tom tego cyklu. Myślę, że jeśli dam radę to jutro powinna pojawić się recenzja tego tytułu, ale niczego nie obiecuję, bo wiecie, Święta. Teraz powiem o książce, którą dostałam na wigilię klasową. Jest to "Dotyk Julii". Dostałam ją od dziewczyny, która to czytała i bardzo jej się podobała, ja w sumie też miałam to na swojej liście "Do przeczytania". Ja też mam na imię Julia, więc to jest takie sprytne powiązanie. Dobra, teraz przejdę do takiej normalnej Wigilii przez wielkie "W", czyli powieści, które dostałam dziś rano, bo u mnie w domu jest taki zwyczaj, że prezentów nie otwiera się po zjedzeniu uroczystej kolacji tylko od razu po przebudzeniu. Chyba coś, z czego najbardziej się cieszę to figurka FUNKO POP Irene Adler z serialu "Sherlock". Zaraz po samym Sherlocku jest to moja ulubiona postać i ogólnie ich dwójka razem to po prostu coś pięknego. Także wiecie, miałam już figurkę Sherlocka, więc musiałam mieć też Irene. Wiem też, że w drodze do mnie są jeszcze 2 FUNKO POPY, ponieważ renifery św. Mikołaja(kurierzy) się nie wyrobili. Mam tu również oprawiony w ramkę bilet na peron 9 3/4. Dla mnie to jest coś absolutnie cudownego. Dobra, wróćmy do książek. Mam tu serię "Wybrani". Nastawiam się na coś dobrego, ponieważ temat brzmi dość ciekawie, a poza tym niektóre seriale, które oglądałam opowiadały trochę podobne historie i bardzo mi się podobały. "Diabolikę" traktuję natomiast jako taki powrót do mojej starej, dobrej młodzieżowej fantastyki/science fiction.
  Okej, chyba czas na małe życzonka. Przede wszystkim chciałabym Wam życzyć siły na ten następny rok, aby było jak najmniej trudności, ale wiadomo, jak to w życiu, problemy były, są i będą, więc życzę Wam energii i determinacji do walki z nimi. Żeby spełniła się chociaż część Waszych marzeń no i, oczywiście, życzę Wam wielu świetnych książek i wesołych Świąt!

wtorek, 19 grudnia 2017

TU SĄ JEDNOROŻCE!/"KSIĘGA LUSTER" ADAMA FABERA

  Hej, hej, dawno już sobie nie czytałam takiej dobrej, młodzieżowej fantastyki. Odeszłam trochę od tego gatunku, żeby się skupić na tych, które wcześniej dość mocno zaniedbywałam. Ogromnie mnie cieszy, że jest powieść, o której dziś mówię to polska pozycja i mogę powiedzieć: "Tak, to jest dobre".
  Kate jest zwyczajną dziewczyną mieszkającą w Londynie i mającą przeciętne nastoletnie problemy. Pewnego dnia, w jej szkole pojawia się nowy chłopak, w którym Kate od razu się zakochuje. W akcie desperacji postanawia znaleźć jakiś sposób na zwrócenie na siebie jego uwagi w sklepie z magicznymi akcesoriami. Mimo, że dziewczyna nie jest do końca przekonana o mocy działania sprzedawanych tam przedmiotów kupuje tam księgę z zaklęciami. Za jej pomocą rzuca urok miłosny, ale efekt jego działania oraz to, co jej czyn za sobą pociągnie jest czymś, czego się ona w ogóle nie spodziewa.
  W jednej z ostatnich recenzji, która mianowicie dotyczyła "Ponad wszystko" mówiłam o tym, że cytat, który był zamieszczony na początku powieści zniechęcił mnie trochę do całości, co prawda później ta książka uratowała swój honor, ale to nieważne. Sytuacja przy okazji "Księgi luster" prezentuje się całkowicie inaczej. Tam na jednej z pierwszych stron był zamieszczony fragment z "Dumy i uprzedzenia". Wyobraźcie sobie moją reakcję wiedząc, że ta pozycja jest jedną z moich ulubionych powieści. Po prostu ja od razu  pomyślałam: "Adamie Faberze, kocham cię, a twoja książka na pewno będzie genialna!". Także "Księga Luster" ma już u mnie plusik za taki malutki detal.
  Teraz się skupiam na drobiazgach, ale niesamowicie mnie rozjuszyło, gdy przeczytałam z tyłu książki: "Gdyby Harry Potter był dziewczyną, nazywałby się Kate Hallander!". Automatycznie ustawiłam sobie za cel udowodnienie sobie, że wcale tak nie jest i pewnie ta historia się nawet nie umywa do "Harry'ego Potter'a". W ogóle nie wiem, kto wymyślił, żeby umieścić na rewersie okładki taki napis, ponieważ "Księgę Luster" i serię J.K. Rowling łączy jedynie to, że oba te tytuły można zaliczyć do fantastyki.
  Ogólnie, powiedziałabym, że historia Adama Fabera jest skierowana głównie do młodszej młodzieży, bo myślę, że dzieci mogłyby jednak nie skumać wszystkiego, a szesnastolatek, który by się nastawiał na coś typu "Szklany tron" stwierdziłby, że ta pozycja to dziecinada.
  Ja spodziewałam się, że treść tej książki będzie przeznaczona dla ludzi młodszych ode mnie, więc nie uważałam jej za dziecinną, bo byłam przygotowana na to, że będzie własnie na takim poziomie wiekowym.
  Najśmieszniejszym elementem tej powieści było to, jak Kate rzuciła urok miłosny. Nie będę Wam mówiła, co dokładnie poszło nie tak, ale zdecydowanie nie wyszło jej to zaklęcie. Gdy okazało się, jakie ma ono skutki na jej relację z tym nowym chłopakiem, Jonathanem to myślałam, że się zsikam ze śmiechu. To był moment, kiedy najbardziej się identyfikowałam z tą bohaterką, bo też mam czasami tak, że tworzę cały misterny plan, a i tak wychodzi jak zwykle :D
  Mojej sympatii nie zdobył natomiast Fion, czyli fer Kate. Już tłumaczę i objaśniam, o co chodzi. Wydaje mi się, że da się domyślić, że główna bohaterka jest tak naprawdę czarownicą. Każda czarownica jest tak jakby połączona z jakimś ferem, czyli takim magicznym stworzeniem. Może nie tyle, że nie lubię Fiona, ale jest mi on zwyczajnie obojętny. Choć na początku mnie zdenerwował tym, że okazał się strasznie naiwny, co spowodowało ciąg dalszych, nieprzyjemnych wydarzeń.
  Uwaga, mam dla Was taką dość specyficzną informację do przekazania, ale naprawdę podobało mi się, jak w tej historii zostały przedstawione jednorożce. Niby to nie jest coś wielkiego, ale Adam Faber równie dobrze mógł przedstawić jednorożce jako urocze koniki, zwłaszcza biorąc pod uwagę grupę wiekową, do której skierowana jest powieść. Te stworzenia są tu przedstawione za to jako niezwykle honorowe, szlachetne, dostojne i kompletnie nieurocze.
  Dla mnie jednak największym plusem jest to, że autor pisze w taki sposób, który bardzo oddziałuje na wyobraźnię. Mi przez cały czas czytania ta historia odtwarzała się w głowie jak film. Jest to dość dziwne biorąc pod uwagę, że opisy nie są tu jakoś bardzo szczegółowe. Świat jest dość rozbudowany, ale opis wyglądu takiego fera nie jest jakiś bardzo dokładny, a mimo to widziałam to stworzenie oczami wyobraźni.
  Podsumowując, myślę, że kupię drugi tom tej serii, której początkiem jest "Księga Luster", żeby zobaczyć, czy próbuje się ona wspinać na jakiś wyższy i bardziej angażujący poziom. Mogę Wam ją serdecznie polecić, bo ciekawi, nie nudzi i można sobie przypomnieć czytane nam kiedyś przez rodziców baśnie, z którymi pozycja ta bardzo mi się kojarzy.
 

niedziela, 17 grudnia 2017

OKŁADKOVE LOVE#4

  Hej, hej, witam Was w kolejnym wpisie z cyklu "Okładkove love". Słuchajcie, nazbierało mi się parę okładek, o których chcę się wypowiedzieć, a niektóre już bardzo długo czekają na swoją kolej by pojawić się w poście tego typu. Bez dłuższych wstępów już zaczynajmy.
  Zacznę od pozycji, której umieszczenie tu przeze mnie może Was zadziwić. Zawsze mówię, że okładki filmowe to zło i w ogóle, ale oprawa graficzna "To" akurat bardzo mi się podoba. Jest taka bardzo oszczędna, nie ma tam za dużo kolorów, ale za to wszystko jest takie bardzo nasycone. Wywołuje trochę niepokoju, ale dla mnie najlepsze jest to, że twarz tego klauna na okładce jest prawie całkowicie niewidoczna, ale wiadomo, że ona tam jest.
  Następna jest okładka książki "Problem" i możecie się ze mnie śmiać, ale ona naprawdę mi się podoba. Biorąc pod uwagę to, że ta powieść jest o nastoletniej matce to mogli się zdecydować na coś zdecydowanie bardziej wulgarnego i wyzywającego. Te plemniki natomiast z tą komórką jajową pokazują temat tego tytułu w dosadny, ale zarazem dość subtelny sposób. Nie wiem, czy te dwa słowa się nawzajem nie wykluczają, ale nieważne.
  Teraz czas na "Margo" Tarryn Fisher. Ta okładka też zdobyła moją sympatię przez to, że w dobry sposób obrazuje to, o czym mówi ta powieść. Generalnie nie jest jakaś zachwycająca mimo tego, że połączenie czerwonego, czarnego, białego i szarości to miłość. Do tego te nieregularne linie również nadają takiego mrocznego, psychodelicznego klimatu.
  Przyszła pora na niestety, okropną okładkę. Filmową tak samo jak "To", ale milion razy gorszą. Mówię tu o oprawie książki "Duff. Ta brzydka i gruba". Po prostu, gdy ja ją zobaczyłam to się załamałam. Wygląda całkowicie, jak oprawa dla głupiej młodzieżówki, czyli w sumie trochę pasuje do treści "Duff", ale błagam, szanujmy się. Jeszcze te podpisy przy ludziach...
  I jeszcze na koniec mamy pozytywny akcent. Jest to chyba najładniejsza okładka dzisiejszego wpisu. Ja jestem po prostu zakochana w oprawie "Ponad wszystko". Jest taka kolorowa, a zarazem nie dzieje się tam za dużo, bo w miejscach, gdzie nie ma rysunków i jest po prostu czysta biel. I to wszystko wygląda po prostu prześlicznie.
 

wtorek, 12 grudnia 2017

EMO W ROLI GŁÓWNEJ/"HATE LIST. NIENAWIŚĆ" JENNIFER BROWN

  Hej, hej, słuchajcie, dzisiaj przygotowałam dla Was recenzję książki, którą miałam na swojej liście do przeczytania już chyba z rok. Nie jest to jakiś bestseller, a wręcz powiedziałabym, że dość nieznana pozycja, a szkoda, bo jednak zasługuje na całkiem sporą ilość uwagi.
  Valerie wraz ze swoim chłopakiem, Nickiem stworzyła listę ludzi, których nienawidzą. Znajdują się tam szkolne gwiazdy, członkowie drużyny footballowej, nauczyciele a nawet osoby niezwiązane ze środowiskiem szkolnym, np. prezenterzy telewizyjni. Któregoś, pozornie zwyczajnego dnia Nick przychodzi do szkoły z pistoletem i próbuje zabić wszystkie osoby z listy. Po całej strzelaninie sam popełnia samobójstwo. Valerie jednak żyje i musi wrócić do szkoły wiedząc, że są tam ludzie, którzy uważają ją za współwinną całej tragedii.
  Zacznę od tego, że robienie tego typu spisu osób, których się nienawidzi w moim odczuciu nie jest normalne. Wiadomo, wydaje mi się, że każdy przynajmniej raz powiedział/pomyślał, że czuje do kogoś nienawiść. Spisanie ich jest jednak taką bardziej oficjalną, poważną formą wyrażenia tego. Nie wiem do końca, jak to ująć. Poza tym, ta cała lista została zatytułowana "Do odstrzału". Wiecie, to już jest taka forma życzenia komuś śmierci, a to już jest jednak takie bardziej dosadne. Poza tym, Valerie się tłumaczyła, że to wszystko to była taka forma żartów jej i Nicka i ja sobie wtedy myślałam: "Nie no, dziewczyno, masz świetne poczucie humoru".
   Generalnie, ja mam taki dość spory problem z główną bohaterką, a zwłaszcza na początku. To jest taka typowa zbuntowana nastolatka. "Puszczę muzykę na cały głos mimo, że wiem, że zaraz matka przyjdzie i powie, żebym ściszyła. A niech sobie przychodzi, jestem taka zła ha ha ha". W ogóle, tak z innej beczki powiem, że ja nigdy nie ogarniałam tego podgłaśniania muzyki na full przez normalne głośniki, jakby zwykłe słuchawki były nie wiadomo jakim wydatkiem. Gdy mamy słuchawki na uszach wszyscy są zadowoleni.
  Poza tym, Valerie jest tak bardzo emo. I umówmy się, ja nic nie mam do tego, że się ubierała na czarno i miała pofarbowane włosy na ciemny kolor, chociaż to było dość zabawne. gdy wyobrażałam sobie ją jeszcze ze skórą pofarbowaną na taką czystą czerń, żeby dodać jej tego emo klimatu. Po prostu ja ją widziałam oczami wyobraźni, jak ona siedzi w tej szkole i ciągle z taką miną jakby cały świat był przeciwko niej. Nie mówię tu o czasie po strzelaninie, bo jakby wtedy to by było uzasadnione, ale przed nią to tak się zachowywała tylko dlatego, że uznawała, że została pokrzywdzona przez wszystkich i w ogóle życie jest bez sensu.
  Podobało mi się w "Nienawiści" to, że nic nie było dla mnie takie oczywiste. Nie wiedziałam, czy główna bohaterka jest winna masakry w szkole, czy też nie. Czy to, że ludzie ją tak traktowali, jak traktowali jest uzasadnione. Ta powieść jest pełna pytań, na które nie znam odpowiedzi.
  Jestem za to w pełni pewna, że zachowanie ojca Valerie jest karygodne. Nie powiem Wam dokładnie, co on tam robił, żeby jakoś bardzo nie spoilerować. Powiem tylko tyle, że odwrócił się do niej dupą i powiedział: "Radź sobie sama". Ja wiem, że sytuacja, w której twoje dziecko jest w pewien sposób zamieszane w strzelanine nie jest zbyt codzienna i nie ma poradników, jak sobie z tym radzić, ale kurde trzeba dać do zrozumienia swojemu potomkowi, że nieważne, co zrobił i tak się go kocha. I nie mówię tu, żeby go głaskać po główce i mówić, że wszystko jest okej, ale dać chociaż takie minimum wsparcia.
  Moim zdaniem, zakończenie jest trochę zbyt idealna i takie "słodkie". Ja czytając je widziałam, co prawda, że autorka za wszelką cenę chce uniknąć takiego efektu, ale niestety, nie wyszło jej to w 100%. Może jednak moje odczucia są błędne, bo możliwe, że taki zabieg był po to, żeby sprawić, że ta historia będzie jedną z tych, które niosą nadzieję.
  Podsumowując, "Nienawiść" to nie bestseller, a jest bardzo dobrą książką. Jest dość krótka, a poza tym, tak pokazuje, że nawet choćby nie wiem, jak w bardzo złej sytuacji byśmy się znaleźli to zawsze jest szansa wyjścia na prostą.

niedziela, 10 grudnia 2017

PODSUMOWANIE "KRWAWEJ JESIENI"

  Hejka, hejka, dziś przygotowałam dla Was podsumowanie, lecz nie miesiąca, ale cyklu na moim blogu. Jeśli nie wiecie, o co chodzi to wyjaśniam. "Krwawą jesień" stworzyłam po to, by zmobilizować się do przeczytania paru kryminałów, a dla mniej jesień jest idealną na to porą. Cała akcja działa się przez wrzesień, październik i listopad.
Przeczytane książki: 4
1. "Behawiorysta"- Remigiusz Mróz
2. "Dziewczyna z pociągu"- Paula Hawkins
3. "Dwanaście prac Herkulesa"- Agatha Christie
4. "Margo"- Tarryn Fisher
  Myślę, że przeczytanie 4 kryminałów w 3 miesiące jest całkiem niezłym wynikiem. Wiadomo, czytałam jeszcze innego typu powieści. Generalnie, założyłam sobie, że w każdym miesiącu muszę przeczytać co najmniej 1 thriller, kryminał, czy coś w tym stylu. Wydaje mi się, że pod względem różnorodności dobrze dobrałam pozycję, bo mamy tu i młodzieżówkę i klasyk i jedną pozycję z Polski. Jestem więc pewna, że moje odczucia do tego gatunku nie są ukształtowane przez to, że do tej serii brałam wszystkie tytuły, które były pisane na jedno kopyto. Właśnie, jak po tej podróży oceniam kryminały? Powiem Wam, że nie jestem fanką, na pewno nie są to całkowicie moje klimaty. Możliwe, że powtórzę "Krwawą jesień" w przyszłym roku by upewnić się(bądź nie)w tym przekonaniu. Nie oznacza to, że te wszystkie książki w ogóle mi się nie podobały, ale po prostu nie miały w sobie tego czegoś.
Najlepsza książka:
"Dziewczyna z pociągu"- Paula Hawkins
  Wiecie jaką śmieszną rzecz zauważyłam, gdy zastanawiałam się, którą historię tu dać? Wszystkie najgorsze książki miesiąca z jesieni były kryminałami. No cóż, musiałam wybrać zwycięzcę wśród przegranych, a jest nim "Dziewczyna z pociągu" i w tym momencie się boję, że mnie zabijecie. Umówmy się, według mnie, to też nie była dobra powieść, ale chyba jakoś najbardziej mnie zaskoczyła zakończeniem z tych wszystkich kryminałów i po prostu najbardziej mi przypasowała.
Najgorsza książka:
  Oj, czuję, że mnie zamordujecie. 'Ty ignorantko! Agatha Christie najgorsza, a ten gniot "Dziewczyna z pociągu" najlepsza? Co z tobą jest nie tak?' W pełni rozumiem Wasze oburzenie, ale postawcie się w mojej sytuacji. Wyobraźcie sobie, że ze wszystkich książek, które Wam się nie podobają musicie wybrać najgorszą i najlepszą. W "Dwunastu pracach Herkulesa" nie podobało mi się głównie to, że nie ma pokazanego procesu dedukcji w rozwiązywaniu zagadek i nie ma jakiegoś skomplikowanego wykreowania postaci.
Najlepsza okładka:
  Akurat z okładkami miałam problem na tej zasadzie, że większość naprawdę mi się podobała. Wydaje mi się jednak, że oprawa graficzna "Margo" najlepiej obrazuje treść tej powieści.
Najgorsza okładka:
  I kolejna Złota Malina wędruje do "Dwunastu prac Herkulesa".
  Jak widzicie kryminały to raczej nie jest coś dla mnie, ale chciałam trochę się zapoznać z tym jakże popularnym ostatnio gatunkiem.


wtorek, 5 grudnia 2017

FLIRT CZY FILTR?/"PONAD WSZYSTKO" NICOLI YOON

  Hej, hej, dzisiaj mam dla Was recenzję książki, którą przeczytałam akurat teraz w zasadzie czystym przypadkiem. Byłam w księgarni razem z moimi rodzicami i kupowaliśmy jakąś powieść dla mojej babci na urodziny. Ja, jak to ja rozglądałam się po wszystkich półkach i szukając, czy są tam jakieś tytuły, które chcę przeczytać. Zobaczyłam grzbiet książki "Ponad wszystko", wyjęłam ją myśląc: "E, pewnie okładka filmowa". Patrzę, a tam oryginalna oprawa graficzna. Takiej okazji nie mogłam przepuścić, bo jak wszyscy wiemy, gdy pojawia się ekranizacja magicznym sposobem wszędzie znikają pierwotne okładki.
  Madeline ma wyjątkowo rzadką chorobę. Nie może wychodzić z domu, a wszystko wokół niej musi być specjalnie odkażone, bo inaczej każda rzecz wywołałaby reakcję alergiczną, która w przypadku tej właśnie dziewczyny może doprowadzić nawet do śmierci. Nastolatka akceptuje taki stan rzeczy, a nawet go lubi do momentu, gdy do domu obok wprowadza się chłopak Olly wraz ze swoją rodziną. Od razu zaczyna intrygować Madeline, a ich wspólna relacja toczy się taki sposób, jakiego by się nigdy nie spodziewała.
  Powiem Wam, że na początku się wystraszyłam. Spowodował to cytat zamieszczony jeszcze przed rozpoczęciem historii. Wiecie, czasami autorzy dają takie, ja zwykle ich nie czytam, lecz ten wyjątkowo zwrócił moją uwagę. Był to cytat z "Małego Księcia". Może niektórzy z Was wiedzą, że nie znoszę tej pozycji i jeszcze był to ten fragment: "Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu". Jak dla mnie najbardziej oklepany ze wszystkich, bo już tyle razy został umieszczony na facebooku i wszędzie, że dla mnie on już kompletnie stracił przesłanie. Pomyślałam: "O, nie, czy to będzie jedna z tych książek 'ambitny' cytat, na 'ambitnym' cytacie 'ambitnym' cytatem pogania?". Na szczęście okazało się, że moje przypuszczenia były błędne.
  Ogromnym plusem "Ponad wszystko" jest to, że ma w sobie taką lekkość. Mimo tego, że tematyka nie jest jakaś taka najłatwiejsza(nie mówię też, że najcięższa), bo wiecie choroba i te sprawy, to my nie jesteśmy zmęczeni podczas czytania. Ja pochłonęłam tą powieść bardzo szybko, bo nie chciałam się od niej odrywać. To jest jej wielka zaleta, że jest jednocześnie mądra, ale też wyjątkowo przyjemna.
  Zastanawiałam się podczas zapoznawania się z tym tytułem, czy ta choroba, którą ma Maddy, czyli SCID istnieje. Myślałam, że nie, bo wydawało mi się to strasznie dziwne, że rodzi się człowiek, który tak jak inne zwierzęta ma przystosowania do życia na świecie, a ktoś po prostu tych cech, typu odporność, nie ma. Okazało się jednak, że ta przypadłość istnieje i to jest naprawdę świetne, że taka historia, która jest skierowana głównie do młodzieży zwraca naszą uwagę na ludzi, którzy mają w swoim życiu tak ciężko.
  Główna bohaterka generalnie przez to, że siedzi bez przerwy w domu bardzo dużo czyta. Autorka bardzo zręcznie wykorzystuje to, że właśnie taki typ spędzania czasu dała tej postaci, bo bardzo często dodaje jakieś nawiązania z literatury.
  Najczęściej jest tu chyba wspominany "Mały Książę"(blee), ale też "Władcy much", czy "Duma i uprzedzenie". Wyobraźcie sobie, że Madeline kocha pana Darcy tak samo jak ja. Gdy się o tym dowiedziałam poczułam tak olbrzymią więź z tą bohaterką mimo tego, że jej ulubioną powieścią jest właśnie "Mały Książę, czyli spis wszystkich cytatów, jakie mógł wymyślić autor".
  "Ponad wszystko" też zdecydowanie się nie nudzi. Wydaje mi się, że jest to spowodowane interesującą fabułą, ale to jest dość oczywiste, ale często też są w tej książce pokazane jakieś zapiski Maddy. Mamy też trochę wymieniania maili z Ollym, ale też na przykład rysunek makiety, którą zrobiła dziewczyna, czy takie jakby screeny ekranu komputera.
  Moim zdaniem, dwójka głównych bohaterów tworzy naprawdę uroczą, ale zarazem też bardzo dojrzałą parę. Wzajemnie się uzupełniają, Madeline wprowadza do tej relacji trochę spontaniczności i pcha ją do przodu, a Olly z kolei bardzo zaimponował mi tym, że rozumiał, że nie mogą się nawzajem dotykać, bo dla dziewczyny nie jest to bezpieczne ze względu na jej chorobę. Wiecie, zwykle, choć nie chcę generalizować, chłopaki w wieku Olly'ego, jeśli dowiedzieliby się, że nie mogą dotykać swojego obiektu zainteresowania to by powiedzieli: "Do widzenia, elo i cześć".
  Jedyny minus, który zaobserwowałam w związku z ich kontaktami to to, że ich rozmowy na czacie wydawały mi się czasami nienaturalnie bezpośrednie, wszystko mówili tak wprost  i w ogóle. Nie mówię, że to jest źle, bo gdyby w każdym związku tak było to myślę, że liczba zerwań by spadła kilkukrotnie. Nie wiem, może oni po prostu stwierdzili, że i tak mają wystarczająco skomplikowaną sytuację i nie chcą się bawić w te gierki :D
  Zakończenie mnie kompletnie zaskoczyło. Myślałam, że autorka całkowicie pojedzie po bandzie i w sumie pojechała, ale w zupełnie innym kierunku niż się spodziewałam i to było coś, co zupełnie mi nie przeszło przez myśl.
  Podsumowując, "Ponad wszystko" nie jest wybitnym dziełem współczesnej literatury, ale dostarcza rozrywki jednocześnie pozostając inteligentną. Tak naprawdę nie mam się do czego w niej przyczepić oprócz tej wady, która nawet nie wiem, czy jest wadą. Serio, to jest chyba jedyna w ostatnim czasie taka powieść, która praktycznie całkowicie mi się podobała.
P.S. Szybkie wyjaśnienie tytułu posta. Wiecie, bo Maddy musi korzystać z filtrów powietrza, a flirt to wiecie, o co chodzi :D

sobota, 2 grudnia 2017

PODSUMOWANIE LISTOPADA/2017

  Hej, hej, słuchajcie mamy już grudzień i powiem Wam, że koniec listopada dla mnie przyszedł wyjątkowo niespodziewanie w tym roku. Po prostu któregoś dnia spojrzałam w kalendarz i pomyślałam: "O, mój Boże to już się skończył listopad?!". Z tego powodu też jedna książka, która miała się zaliczyć do cyklu "Krwawa jesień" już w nim nie będzie, bo jeszcze do mnie nie dotarła. Mówi się trudno i żyję dalej, pewnie i tak ją jakoś w grudniu jeszcze zdążę przeczytać.
Liczba przeczytanych stron: 2180
Przeczytane książki: 4
1. "To"- Stephen King
2. "Problem"- Non Pratt
3. "Margo"- Tarryn Fisher
4. "Duff. Ta brzydka i gruba"- Kody Keplinger
  W tym miesiącu prawie wszystkie powieści, które przeczytałam były młodzieżówkami...Chyba powinnam się w grudniu zabrać za coś bardziej ambitnego :) Ale nie, było naprawdę okej. Wydaje mi się, że wszystkie pozycje są mniej więcej na podobnym poziomie, dlatego ciężko mi będzie wybrać najlepszą, najgorszą itd. W ogóle w listopadzie przeczytałam najdłuższą książkę w swoim życiu i oczywiście było to "To" także uważam, że jest to dość spore osiągnięcie ;)
Najlepsza książka miesiąca:
"To"- Stephen King
  Zastanawiałam się, czy dobierając powieść do tej kategorii być obiektywna, czy subiektywna. Zdecydowałam się na to pierwsze, bo w innym przypadku dałabym tu "Duff. Ta brzydka i gruba", bo bardzo przyjemnie mi się to czytało, ale nie czułabym się wtedy dobrze sama ze sobą. Nie można odmówić "Temu", że widać tam olbrzymi kunszt Kinga i ogólnie ta pozycja jest na maksa dopracowana, autor pisał ją 5 lat. Ma wiele wątków, więc myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Ma pewne wady, które mi przeszkadzały podczas czytania, ale to bardziej wynika z mojego własnego widzimisię.
Najgorsza książka miesiąca:
"Margo"- Tarryn Fisher
  W tym wypadku z kolei pomyślałam, że będę bardziej subiektywna. Mogłabym też dać tu "Problem", ale w niego zdecydowanie bardziej się wkręciłam niż w "Margo". Dla mnie ta historia jest dość chaotyczna, postacie(oprócz głównej bohaterki) są tacy średni na jeża. Według mnie autorka nie wiedziała, jaką dokładnie powieść chce napisać, więc wrzuciła tu tak wszystkiego po trochu.
Najlepsza postać miesiąca:
Margo z "Margo"- Tarryn Fisher
  W tej bohaterce chyba najbardziej podoba mi się to, że jest ona taka niejednoznaczna i ja w sumie sama nie wiem, co mam o niej myśleć. To stanowiło dla mnie ogromny dylemat podczas czytania jednak te ciągłe rozważania na temat Margo nie były dla mnie uciążliwe, a wręcz dodawały taki akcent czegoś nieoczywistego.
Najgorsza postać miesiąca:
Hannah z "Problemu"- Non Pratt
  Ta dziewczyna nie odpowiada mi swoim sposobem bycia. Tym, że tak dużo imprezuje, że wchodzi każdemu do łóżka i ogólnie w moim odczuciu się nie szanuje. Do tego jest wielce zdziwiona, gdy dowiaduje się, że jest w ciąży jakby jednym z "efektów ubocznych", że tak to nazwę, seksu nie było dziecko.
Najładniejsza okładka miesiąca:
  Generalnie w tym miesiącu w większości natrafiłam na same porządne okładki. Pewnie o każdej się szerzej wypowiem w kolejnym poście z "Okładkove love". Ta, którą wybrałam jest filmowa, ale w tym przypadku według mnie, jest lepsza od oryginalnej. Podoba mi się, że są w niej same takie proste kolory, ale są one bardzo nasycone.
Najbrzydsza okładka miesiąca:
  Ta okładka wygląda jak oprawa głupiutkiej młodzieżówki, która w sumie jest "Duff". Ale błagam Was! Te podpisy..."Ciacho", "Sucz", "Geek i nerd"...Czemu ogłupiamy młodzież w oczach społeczeństwa? Czy ktoś mi odpowie na to pytanie?
  To już koniec tego podsumowania. Na tym blogu oficjalniej rozpoczął się grudzień. Boję się tylko, że skoro listopad minął mi tak szybko to co dopiero grudzień. Wiecie, prezenty na święta, przygotowania do Bożego Narodzenia, wystawianie ocen...Jeszcze chyba muszę się powoli szykować do podsumowania 2017 roku! Jeszcze nie wiem, jak to dokładnie zrobię, ale mam parę pomysłów, więc czekajcie cierpliwie...