Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Okładkove love. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Okładkove love. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 12 marca 2018

OKŁADKOVE LOVE#5

  Hejka, hejka, już dawno nie było żadnego postu z serii "Okładkove love", a w zasadzie ostatni był w zeszłym roku. Pozostaję mi, więc tylko powitać Was w pierwszym tego typu wpisie w roku 2018 i przejść już do tematu.
  Zacznę od książki, którą czytałam już dobre 4 miesiące temu, a mówię tu o pierwszym tomie "Kronik Jaaru". W sumie, kupiłam tą powieść głównie ze względu na okładkę, która jest absolutnie przecudna. Zaprojektowała ją Julia Boniecka, znana bardziej jako tojko, która tworzy niezwykle urocze zakładki, które pewnie  nieraz widzieliście. Ja bardzo lubię jej styl rysowania, a w tej oprawie graficznej podoba mi się absolutnie wszystko, od srebrnych liter, przez światła w oknach, aż po wspaniałe cieniowanie idące od księżyca do wierzchołków okładki.
  Niestety, teraz musimy przejść do wydań, które delikatnie mówiąc są mniej ładne. Okładki serii "Wybrani" to jest po prostu jakaś tragedia. Ja bardzo nie przepadam, jeśli na okładce pojawiają się ludzie. Przeżyję, jeśli są oni ładni i nie mają głupich min. Ci, którzy znaleźli się na okładkach tego cyklu nie spełniają ani pierwszego, ani drugiego warunku. Kompletnie mi nie pasuje ta oprawa graficzna.
  Na szczęście, teraz będzie już tylko lepiej. Następną okładką jest ta od powieści "Diabolika". Nie ma na niej zbyt wielu elementów, jest dość minimalistyczna. Od zawsze mi się ona podobała, ale wydaje mi się, że gdy przeczytałam książkę zaczęłam ją darzyć jeszcze większą sympatią, bo zobaczyłam, jak genialnie obrazuje treść tej historii, co moim zdaniem, dość rzadko się zdarza.
  Teraz czas na okładkę, która w sumie nie wiem, w jaki sposób zdobyła moje serce. W oprawie "Dotyku Julii" nie ma tak naprawdę niczego niezwykłego. Myślę, że możliwe jest, że ta okładka tak na mnie działa, ponieważ ja miałam kiedyś fazę na takie motywy ptaków i drzew. Teraz już mi przeszło, ale widocznie nadal mam do tego sentyment.
  Stwierdziłam, że skoro teraz odświeżam sobie "Harry'ego Potter'a" to mogę wziąć w tym poście pod uwagę jego oprawę graficzną. Ja mam u siebie w domu to najstarsze wydanie, mój "Kamień Filozoficzny" ma chyba z 20 lat, a "Zakon Feniksa" dosłownie rozpada się w rękach. Skupię się jednak na tym najnowszym wydaniu. Zdecydowanie nie mogę powiedzieć, że mi  się ono nie podoba, bo te odbijające światło napisy wyglądają prześlicznie. Przeszkadza mi bardziej to, że wyglądają tak jakby dziecinnie. Nie twierdzę, że "Harry Potter" to książka dla dorosłych i młodzież nie może jej czytać, ale tak od czwartej części robi się tam bardziej poważnie i czasami mają miejsce sceny dość brutalne. To wydanie z 2016 roku daje złudne wrażenie, że jest to słodka bajeczka.

niedziela, 17 grudnia 2017

OKŁADKOVE LOVE#4

  Hej, hej, witam Was w kolejnym wpisie z cyklu "Okładkove love". Słuchajcie, nazbierało mi się parę okładek, o których chcę się wypowiedzieć, a niektóre już bardzo długo czekają na swoją kolej by pojawić się w poście tego typu. Bez dłuższych wstępów już zaczynajmy.
  Zacznę od pozycji, której umieszczenie tu przeze mnie może Was zadziwić. Zawsze mówię, że okładki filmowe to zło i w ogóle, ale oprawa graficzna "To" akurat bardzo mi się podoba. Jest taka bardzo oszczędna, nie ma tam za dużo kolorów, ale za to wszystko jest takie bardzo nasycone. Wywołuje trochę niepokoju, ale dla mnie najlepsze jest to, że twarz tego klauna na okładce jest prawie całkowicie niewidoczna, ale wiadomo, że ona tam jest.
  Następna jest okładka książki "Problem" i możecie się ze mnie śmiać, ale ona naprawdę mi się podoba. Biorąc pod uwagę to, że ta powieść jest o nastoletniej matce to mogli się zdecydować na coś zdecydowanie bardziej wulgarnego i wyzywającego. Te plemniki natomiast z tą komórką jajową pokazują temat tego tytułu w dosadny, ale zarazem dość subtelny sposób. Nie wiem, czy te dwa słowa się nawzajem nie wykluczają, ale nieważne.
  Teraz czas na "Margo" Tarryn Fisher. Ta okładka też zdobyła moją sympatię przez to, że w dobry sposób obrazuje to, o czym mówi ta powieść. Generalnie nie jest jakaś zachwycająca mimo tego, że połączenie czerwonego, czarnego, białego i szarości to miłość. Do tego te nieregularne linie również nadają takiego mrocznego, psychodelicznego klimatu.
  Przyszła pora na niestety, okropną okładkę. Filmową tak samo jak "To", ale milion razy gorszą. Mówię tu o oprawie książki "Duff. Ta brzydka i gruba". Po prostu, gdy ja ją zobaczyłam to się załamałam. Wygląda całkowicie, jak oprawa dla głupiej młodzieżówki, czyli w sumie trochę pasuje do treści "Duff", ale błagam, szanujmy się. Jeszcze te podpisy przy ludziach...
  I jeszcze na koniec mamy pozytywny akcent. Jest to chyba najładniejsza okładka dzisiejszego wpisu. Ja jestem po prostu zakochana w oprawie "Ponad wszystko". Jest taka kolorowa, a zarazem nie dzieje się tam za dużo, bo w miejscach, gdzie nie ma rysunków i jest po prostu czysta biel. I to wszystko wygląda po prostu prześlicznie.
 

sobota, 14 października 2017

OKŁADKOVE LOVE#3

  Hej, hej, wiem, trochę długo się zeszło zanim zebrałam taką ilość okładek, żeby zrobić kolejny post z cyklu "Okładkove love", ale na szczęście już je mam, więc zobaczmy je i oceńmy.
  Zacznę od książki, która chyba najdłużej czekała, żeby znaleźć się w tym zestawieniu, a mianowicie są to "Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender". Pozytywny akcent na początek, bo uwielbiam oprawę graficzną tej powieści. Jest naprawdę bardzo skrupulatnie wykonana. Te złote elementy, w każdym możliwym miejscu jakiś akcent w postaci pióra. I jeszcze do tego struktura tej okładki  jest taka bardzo specyficzna, bo jest trochę szorstka, a nie całkiem gładka. Po prostu cudo!


  Oprawa graficzna, "Małego życia" jest bardzo prościutka, ale uwielbiam okładkę tej pozycji. Jest ona bardzo zwyczajna, ale jakoś to połączenie twarzy z miejscami w Nowym Jorku w pewien sposób mi przypasowało. Wiecie, ja kocham to miasto, jest chyba jednym z tych zakątków na świecie, które najbardziej chcę odwiedzić. Jedyne do czego mogę się tutaj przyczepić to, że jeśli chodzi o treść to w moim odczuciu jest tam bardzo mało klimatu tego miejsca, więc to, żeby umieszczać je na okładce jest trochę nietrafione, ale już nie będę narzekać.
  Teraz przyszedł czas na polskie okładki, a w tym wpisie będą aż dwie. Pierwszą jest ta od "Behawiorysty" Remigiusz Mroza i może ona na żywo nie prezentuje się aż tak super, ale na zdjęciach, jak dla mnie, wygląda obłędnie. Też bardzo pasuje do treści, ta zakrwawiona nuta wielokrotnie się pojawia. Według mnie, byłoby lepiej dla całej oprawy, gdyby ta książka była twarda, a nie miękka i w większym formacie. Też jak ja czytałam przeszkadzało mi to, że właśnie ta powieść jest mała, ale gruba i właśnie dlatego musiałam złamać grzbiet(!), a ja nigdy ich nie łamię.
  Tak, jak mówiłam teraz druga okładka "made in Poland". Umówmy się, jak dla mnie, nie jest ona jakaś piękna, bo żółty to zdecydowanie nie mój kolor, powiedziałabym nawet, że go nie lubię. Nie będę jednak krytykować tej oprawy, bo było widać, że wydawnictwo miało na nią pomysł, a mianowicie tytuł nie jest napisany, lecz wycięty w okładce i tak jakby na jego miejsce wchodzi rysunek głównej bohaterki. Mam nadzieję, że rozumiecie, o co mi chodzi. Nie spotkałam się chyba jeszcze z takim zabiegiem, więc to doceniam, a tym bardziej mi to imponuje, że spotkałam się z tym w polskiej książce.
Przykład 100 razy lepszego zdjęcia<3

  Ostatnią okładkę muszę tu dodać z dużym bólem serca, ponieważ jest to okładka biografii Benedicta Cumberbatcha. Mimo tego, że jest on niesamowicie przystojny i jego obecność zawsze sprawia, że oceniam coś bardziej pozytywnie to ta oprawa jest po prostu zła. Zacznę od tego, że ja nie wiem skąd autor tej książki wziął to zdjęcie. Benedict ma tyle zdjęć, na których wygląda 100 razy lepiej i są tak piękne, ale nie on wziął akurat to, które jest średnie. Poza tym, jego zdjęcie jest tak chamsko wklejone na tło z jakimś starym domem i to zupełnie do siebie nie pasuje zwłaszcza, że Benedict na tej fotografii jest w garniturze.
  I to już koniec tego posta. Mam nadzieję, że okładkowe sroki są usatysfakcjonowane, bo w większości okładki w tym wpisie były świetne  ;)

sobota, 12 sierpnia 2017

OKŁADKOVE LOVE#2

  Hej, hej, z racji tego, że jestem okładkową sroką jakiś czas temu rozpoczęłam nową serię dotyczącą wydań książek. Pierwszy post z tego cyklu był trochę inny niż ostateczna forma, ale od dziś wpisy tego typu będą miały stałą strukturę. Wybrałam 5 okładkowych pozycji, które albo bardzo mi się podobały, albo budzą we mnie odrazę. Zapraszam ;)
  Wiem, że bardzo często w podsumowaniach miesiąca w kategorii "Najbrzydsza okładka" wygrywa jakieś wydanie filmowe. To, że nie lubię okładek pochodzących od ekranizacji stało się prawie moją zasadą. Jednak tylko krowa nie zmienia poglądów. Wydanie filmowe "Zanim się pojawiłeś" strasznie mi się spodobało, ma w sobie to "coś", przyciąga wzrok, emanuje wręcz duchem tej powieści. Dodatkowo, w porównaniu z oryginalną polską okładką wychodzi zdecydowanie lepiej. Gdybym miała  to piękne wydanie zagraniczne to pewnie inaczej bym patrzyła na to filmowe, ale nie czepiajmy się szczegółów ;)
  Pozostaniemy jeszcze chwilę w temacie "Zanim się pojawiłeś", ale tym razem nie mówię o jednej pozycji, ale o serii. Niesamowicie irytuje mnie, gdy powieści z tego samego cyklu do siebie nie pasują, ale w tym przypadku to niedopasowanie wchodzi na wyższy level. Te książki nawet nie są tej samej wielkości! Jest zupełnie inna kolorystyka, styl okładki. Połączenie tych dwóch wydań jest tak złe jak skarpetki z sandałami! Rozumiem, że okładka pierwszej części jest od ekranizacji, a druga jest oryginalna, ale nawet gdybym do pierwszego tomu kupiła oryginalną to i tak by nie pasowała do drugiego!
  Teraz pokażę Wam kolejny przykład takiego niedopasowania tomów tej samej serii. W tym przypadku, co prawda jest to niewielki szczegół, ale dla tego cyklu akurat nie mam litości, więc ponarzekajmy. Widzicie, że wokół liter na grzbiecie pierwszego tomu jest taka niebieska poświata? Mam nadzieję, że tak. Otóż, na kontynuacjach już tego nie ma i ja się pytam: "Dlaczego?". Jak się mówi "a" to trzeba też powiedzieć "b". Aczkolwiek, to nie jest jedyna rzecz, która poszła nie tak w "Szklanym Tronie"...Więcej w recenzjach.
  Ja ogólnie nie przepadam za twarzami na okładkach. Tak, wiem, że przy "Zanim się pojawiłeś" jakoś mi to nie przeszkadzało. Może dlatego, że na tym zdjęciu jest Sam Claflin, nie wiem. Generalnie w przypadku "Mojej lady Jane" ta cała kolorystyka i styl mi nie odpowiada, bo kojarzy się z jakąś głupią młodzieżówką.
  I tak na dobre zakończenie tego posta wspomnę o wydaniu "Rozważnej i romantycznej". Należy ono do cyklu "Angielski ogród" i naprawdę kocham "Świat książki" za to, że tworzy te cudowne okładki. Nawet gdybym jakoś wzbraniała się przed czytaniem klasyków to i tak bym chciała kupić te powieści, bo wspaniale się prezentują, a gdybym je miała na swojej półce to czułabym, że powinnam je przeczytać.
  W dzisiejszym poście trochę więcej narzekałam na okładki niż je chwaliłam. Mam nadzieję, że w następnym poście będę mówić o samych pięknych wydaniach. Wyczekujcie cierpliwie...

poniedziałek, 26 czerwca 2017

O MOICH ULUBIONYCH OKŁADKACH/OKŁADKOVE LOVE#1

  Hej, zaczęły się wakacje, a z tej okazji postanowiłam otworzyć nową serię na tym blogu. "Okładkove love"(chwytliwy tytuł to podstawa :D), jak sama nazwa wskazuje będzie poruszało temat okładek. Będzie to wyglądało tak, że licząc od poprzedniego postu z tej serii będę zbierała 5 książek z albo wyjątkowo ładnymi okładkami, albo wyjątkowo brzydkimi. Dziś jako, że nie było jeszcze wpisu z tego cyklu to po prostu pokażę Wam najpiękniejsze z najpiękniejszych okładek jakie mam na swojej półce. Postanowiłam wybrać ich 10, zaczęło się od tego, że takich okładek, które chciałam tu pokazać było 17, a później poukładałam je w kolejności biorąc pod uwagę ich "ładność". Podsumowując, okładka z numerem jeden jest najpiękniejsza.
10.
  Ja bardzo lubię połączenie czerwieni i bieli, o czym jeszcze się przekonacie. Ta okładka jest nie tyle ładna wizualnie, co niezwykle intrygująca. Ma się wrażenie, że to oko ciągle się na nas patrzy, jeszcze ta krew spływająca z dłoni...Coś genialnego. Do tego, jeśli się przyjrzymy to możemy zobaczyć w źrenicy postać, która jakby wygląda przez okno.
9.
  Jestem przekonana, że to jest najsłodsza okładka, jaką można u mnie znaleźć. Oczywiście, uwagę najbardziej przyciąga ten piękny, pastelowy kolor, który stanowi tło. Poza tym, bardzo uroczo wygląda to, jak te dwie postacie zostały połączone z napisem. Cath siedzi na "a", komputer stoi na "n", a Levi opiera się o "f". Naprawdę, tą okładkę można na zdjęciach zestawiać z najsłodszymi babeczkami i ciastami i to będzie świetnie do siebie pasowało.
8.
  Teraz następuje nagła zmiana klimatu z cukierkowego na mroczny. Pomijam fakt, że to zdjęcie, które zostało tu użyte podobno jest prawdziwe, bo to można poddać wątpliwościom. Nie zmienia to jednak faktu, że ta jakby cyrklem narysowana dziura w brzuchu i pusty wzrok tej dziewczynki to jest coś, co długo będzie siedzieć w naszej pamięci. Poza tym, bardzo mi się podoba, jeśli na okładkach tytuł lub nazwisko autora jest tak jakby narysowane kredą. Można taki zabieg też zauważyć w przypadku "Gwiazd naszych wina".
7.
  Zacznę od tego, że kocham wydawnictwo Świat Książki za to, że tak cudownie wydało serię "Angielski ogród", na które właśnie się składają takie klasyki, jak "Wichrowe Wzgórza". Zobaczycie, że jeszcze na wyższym miejscu  też się pojawi coś z tego cyklu i myślę, że jeśli jesteście już dłużej na tym blogu to wiecie, o co mi chodzi. Wracając, jestem zauroczona tą okładką i nawet mimo tego, że nie lubię zbytnio kolorów, które tu dominują to ją kocham.

6.
  Zacznę od tego, że ubóstwiam to, jak zostały wydane te mini książeczki J.K. Rowling. Mam tu na myśli jeszcze "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" oraz "Quidditch przez wieki". Stwierdziłam jednak, że najwspanialsza jest okładka od "Baśni Barda Beedle'a". Jest ona wręcz przesycona atmosferą "Harry'ego Potter'a i Insygniów Śmierci". Jest dość minimalistyczna, bo nie mamy tu dużo elementów, ale to jest dowód na to, że piękno tkwi w prostocie.
5.
  No i mamy kolejną reprezentantkę serii "Angielski ogród". Cudne róże w stylu barokowym. I teraz nasuwa się pytanie: "Czy to jest styl barokowy?". Prawdopodobnie nie, ale udawajmy, że tak jest, umówmy się tak, ok? Połączone z przepięknym różem, brzoskwiniowym i beżem. Ta okładka też jest taka dosyć słodka i wywołuje taką wewnętrzną sielankę.
4.
  Pamiętacie, jak mówiłam, że kocham połączenie bieli i czerwieni? Mam nadzieję, że tak. Ta okładka jest fantastyczna ta krew wydaje się tak wyzierać z tej kartki, mamy taki efekt 3D i wygląda to bardzo realistycznie. Te wszystkie kolory są takie bardzo wyraziste, co mi się bardzo podoba.
3.
  I przechodzimy do podium. Tej okładki nie mogło zabraknąć w tym zestawieniu i jak widać uplasowała się na bardzo wysokim miejscu. Ogólnie, to wszystkie książki z serii "Selekcja" są przepięknie wydane, ale to pierwszy tom jest tym, który mnie najbardziej zachwyca. Na okładce przeważa cudowny, błękitny kolor. Ten napis "Rywalki" "ubrany" w koronę też bardzo ciekawie wygląda. No i jeszcze ta fantastyczna suknia, w którą jest ubrana modelka, która ma rude włosy i zielone oczy, a ja uwielbiam takie połączenie.
2.
  Kolejny raz daję upust swojej obsesji na punkcie bieli i czerwieni. Ja nie wiem, co powiedzieć, ale ta okładka jest po prostu majestatyczna. Wiem, że to głupio brzmi, ale spójrzcie na ten wielki, powiewający na wietrze płaszcz, tą krew, którą zbryzgana jest ta czysta biel. I jeszcze to pozłacane nazwisko autora. Od tego wszystkiego aż bije po oczach królewskością.
1.
  I wreszcie dochodzimy do miejsca pierwszego i moi Drodzy, to jest absolutna perełka, po prostu okładkowe dzieło sztuki. Kocham lata 20., a te zdobienia są właśnie na nich inspirowane, nawet chyba jest o tym notka z tyłu. Lata 20, kojarzą mi się z "Wielkim Gatsbym", więc to też robi temu wydaniu na plus. To wszystko jest pozłacane i przy każdym poruszeniu okładką odbija się w niej światło. W dotyku też czujemy się jakbyśmy dotykali jakiś aksamit, a to wszystko dopełnia niuchacz, które jest narysowany na dole. Czego chcieć więcej?
  Mam nadzieję, że pierwszy post z nowej serii Wam się spodobał. Za kilka tygodni powinien się pojawić drugi post już w takiej normalnej formie. Strasznie się cieszę, że już mam miejsce na blogu, gdzie mogę bez opamiętania mówić o pięknych wydaniach.