niedziela, 18 lutego 2018

JAK PIJĘ HERBATĘ?

  Hejka, hej, słuchajcie dziś przygotowałam dla Was bardzo luźny post. Wszyscy wiemy, że obecnie jesteśmy w środku sezonu picia herbaty i innych gorących napojów, natomiast ja mogę je pić okrągły rok. Spożywanie herbaty musi jednak odbywać się w odpowiednich okolicznościach, jednym z ważnych czynników, które wpływają na taką specjalną atmosferę jest kubek. Ja już chyba od 2 lat zbieram kubki, mam na ich punkcie obsesję i mogłabym je cały czas kupować. Do tej pory zebrałam 7 i zamierzam je Wam tu zaprezentować.
  Moje pierwsze kubki kupiłam na wyjeździe do Włoch i od tego się zaczęła ta cała mała przygoda. Jeden jest ozdobiony nutami do jakiegoś utworu Vivaldiego i powiem Wam, że zbytnio za nim nie przepadam, zdecydowanie piję w nim coś najrzadziej w porównaniu z moimi innymi zdobyczami.
  Z kolei mój drugi kubek nabyty na tym samym wyjeździe jest już bardzo wysłużony, co zresztą możecie zobaczyć na zdjęciu. Przez długi czas miałam tylko te dwa kubki, więc zawsze pijałam herbatę w nim. Troszkę popękał w środku, ale bardzo go lubię. Ma taki świąteczny wzorek i takiego jakby wyrzeźbionego renifera, a te zwierzaki są super, więc jest okej.
  Wydaje mi się, że później przywędrował do mnie ten szary kubek, również z reniferem. Możecie na podstawie tego postu wywnioskować, że mam obsesję na punkcie tych stworzeń. Szczerze mówiąc, nie pamiętam skąd mam ten kubek, ale to właśnie on rozpoczął takie moje bardziej regularne zbieranie tego typu przedmiotów.
  Później, moja przyjaciółka odkryła, że mam takie niecodzienne hobby, więc gdy wylosowała mnie na klasowych mikołajkach do podarowania mi prezentu to kupiła mi...Tak, dobrze zgadliście, kubek. Wydaje mi się, że jest on najbardziej uroczy z tych moich zbiorów. Ten pingwinek jest strasznie słodki i jeszcze ten kubek ma taką zaletę, że jest on trochę mniejszy od innych, więc gdy nie mam ochoty na jakąś ogromną ilość herbaty to właśnie z niego korzystam.
  Następnie, ta sama dziewczyna mi dała na urodziny taki kubek w serduszka. Nawet sama go wybrałam, jest bodajże z Home&you. Nie jest on  jakimś moim ulubionym kubkiem, ale nie jest zły i całkiem często coś w nim popijam.
  Zostały nam już ostatnie dwa kubki i tak się składa, że oba pochodzą z Rossmanna. Oba były bardzo spontanicznym zakupem. Pierwszy, ten z reniferem kupiłam jakoś tak tuż przed świętami. Ma trochę krzywo przymocowane ucho, ale wiecie, jest świąteczny i jest na nim renifer, więc nic innego już się dla mnie nie liczy.
  Ostatni kubek dorwałam jak już dosłownie stałam przy kasie, ale jakoś tak mnie urzekł. Jest taki dość zwyczajny, ale ja lubię takie geometryczne wzory i jeszcze jego kolorystyka jest jak dla mnie bardzo  trafiona.
  To już koniec, mam nadzieję, że gadanie o takich pierdółkach Was jakoś bardzo nie zanudziło. Jeszcze mam dla Was na zakończenie taki mały komunikat. Mianowicie, teraz robię sobie piąty raz odświeżenie "Harry' ego Potter'a", przez to nie czytam nic nowego, więc recenzje będą albo pojawiały się rzadziej dopóki go nie skończę, albo w ogóle. Ale spokojnie, bo już dziś kończę drugą część, więc myślę, że reszta też mi pójdzie tak szybko jak zwykle.


wtorek, 13 lutego 2018

KRWIOŻERCZE ROŚLINY DONICZKOWE/"DOTYK JULII" TAHEREH MAFI

  Hej, hej, w końcu doczekaliście się recenzji wiem, że już dość długo żadnej nie było. W ogóle większość "Dotyku Julii" przeczytałam bardzo szybko, a chyba ostatnie  100 stron to aż 3 dni czytałam, ponieważ dopadło mnie zjawisko zwane szkołą. Później jeszcze przyszło choróbsko i nie miałam siły kompletnie na nic, nawet na pisanie recenzji. Dobra, ale koniec już tych wymówek, czas wreszcie się o tym "Dotyku Julii" wypowiedzieć.
  Julia jest zamknięta w czymś na wzór szpitala psychiatrycznego. Znajduje się tam, ponieważ dysponuje niezwykłą mocą, a mianowicie potrafi zabijać dotykiem. Funkcjonuje w tym miejscu w miarę normalnie aż do czasu, gdy jej współlokatorem zostaje Adam, chłopak, którego dziewczyna pamięta już od wczesnych lat swojego życia, ponieważ on jako jedyny nigdy się jej nie bał.
  Szczerze mówiąc, ta książka nie wzbudziła u mnie jakiś takich silnych emocji. Nie była ani jakoś specjalnie interesująca, ani też jakoś strasznie nudna. Ilość akcji akurat mnie zadowala, bo nie mogę powiedzieć, że ciągle siedzimy w tym samym miejscu i gadamy o tym samym, ale jednak nie polubiłam bohaterów na tyle, żeby im jakoś bardzo kibicować.
  Tahereh Mafi ma taki dość specyficzny styl pisania. Chodzi mi tu mniej więcej o tego typu przekreślenia, których zastosowanie mi się podoba, bo jednak dzięki nim jest w tej powieści jest trochę bardziej ciekawie i dodatkowo fantastycznie pokazują wszelkie wątpliwości i przekłamania głównej bohaterki.
  Istnieją jednak też gorsze strony sposobu pisania tej autorki. Ja mam wrażenie, że ona strasznie się starała wepchnąć w "Dotyk Julii" jak najwięcej głębokich metafor. Doceniam, że próbowała, bo jednak w przypadku powieści młodzieżowych autorzy zbytnio nie szaleją i starają się pisać w sposób taki bardzo "poprawny", że tak powiem.
  Ona chciała zrobić coś więcej, ale niestety nie wyszło jej to zbyt dobrze. Czasami te porównania były tak wzniosłe, że aż śmieszne. Ja Wam pokażę takie dwie perełki, przy których aż parsknęłam śmiechem. Pierwsza to było coś w stylu: "Uśmiechnął się do mnie niewielkim uśmiechem wielkości Jowisza" i ja nie rozumiem, czy w końcu to był taki mini uśmiech, czy taki od ucha do ucha, bo jakby te dwie rzeczy się wykluczają, a to zdanie brzmi jakby one występowały jednocześnie. To jest jednak dopiero rozgrzewka, bo drugi znaleziony przeze mnie cytat jest jeszcze lepszy: "Jestem mięsożernym kwiatem, moje ciało jest krwiożerczą rośliną doniczkową". Ja w tym momencie myślałam, że po prostu padnę. Jeszcze gdyby tam było tylko "krwiożerczą rośliną" to byłoby okej, ale to "doniczkową" przelało czarę goryczy.
  Podsumowując, ja skończę na przeczytaniu jednego tomu z tej serii, bo czuję, że tu nie ma potencjału na coś wybitnego, ale pierwszą część Wam polecam, jeśli naprawdę nie macie, co czytać i chcecie się pośmiać ze stylu pisania Tahereh Mafi.

niedziela, 4 lutego 2018

PODSUMOWANIE STYCZNIA/2018

  Hej, hej, witam Was w pierwszym podsumowaniu miesiąca w 2018 roku! Powiem Wam, że szybko zleciał ten pierwszy miesiąc i jeśli tak dalej pójdzie to zanim się obejrzymy będzie 2019.
Liczba przeczytanych stron: 2383
Przeczytane książki: 5
Seria "Wybrani" C.J. Daugherty:
1. "Dziedzictwo"
2. "Zagrożeni"
3. "Zbuntowani"
4. "Niezłomni"
5. "Diabolika"
  Jak sami widzicie styczeń zdominowała seria "Wybrani". Przyznaję, że nie cała, bo pierwszy tom przeczytałam jeszcze w grudniu. Ten cykl nie podbił zbyt mojego serca i myślałam, że w ogólnym rozrachunku wypowiem się o nim bardziej pozytywnie niż ostatecznie oceniłam. Na szczęście pod koniec miesiąca na ratunek przybyła mi "Diabolika". Mój stronnicowy wynik, że tak to nazwę jest z kolei lepszy niż się spodziewałam. Myślałam, że tego progu 2000 stron nie przebiję.
Najlepsza książka miesiąca:
"Diabolika"- S.J. Kincaid
  Pewnie po tym moim wstępie spodziewaliście się, kto będzie zwycięzcą w tej kategorii. "Diabolika" jest po prostu kilka poziomów wyżej od innych powieści, które przeczytałam w tym miesiącu. Zainteresowały mnie wydarzenia, które miały w niej miejsce, bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani i ogólnie dość mocno poruszyła i zszokowała mnie ta pozycja, bo świat w niej przedstawiony jest taki naprawdę krwiożerczy.
Najgorsza książka miesiąca:
"Dziedzictwo"- C.J. Daugherty
  Moim zdaniem, ze wszystkich tomów sagi "Wybrani" to właśnie ten jest najgorszy. Akcji tu nie ma praktycznie żadnej, a wszystko się skupia wokół rozterek miłosnych Allie, które niesamowicie mnie irytowały. Także dostaniecie tu jedynie nudę i denerwującą główną bohaterkę.
Najlepsza postać miesiąca:
Nemezis z "Diaboliki" S.J. Kincaid
  Nie mogę powiedzieć o Nemezis, że darzę ją sympatią, bo to jednak chyba nie jest postać, którą da się darzyć jakimś pozytywnym uczuciem ze względu na to, że ona dość sporo zabija. Doceniam jednak to, że jest świetnie wykreowana i autorka nie próbuje nas przekonywać, że ona ma jakieś szlachetne pobudki do tego, żeby być złą, co zazwyczaj w przypadku tego typu bohaterek bardzo rzadko ma miejsce.
Najgorsza postać miesiąca:
Allie z serii "Wybrani" C.J. Daugherty
  Dla mnie ta dziewczyna to jest taka ostatnia pierdoła. Ona sobie nie radzi dosłownie ze wszystkim. Do tego wszystkiego jej problemy miłosne, od których pod koniec tego cyklu już mi się po prostu chciało wymiotować. Tak wielkiego niezdecydowania w sprawie, którego chłopaka wybrać to ja jeszcze nie widziałam.
Najładniejsza okładka miesiąca:
  To jest taka bardzo minimalistyczna okładka, ale dla mnie ona perfekcyjnie oddaje właśnie postać tytułowej diaboliki. Do tego ja bardzo lubię takie połączenia w stylu, że cały obrazek jest w jakichś różnych odcieniach jednego koloru, a jeden element ma kompletnie inną barwę.
Najbrzydsza okładka miesiąca:
  Znacie te okładki takich tanich romansów i to tanich w sensie dosłownym i przenośnym? Mi to wydanie kojarzy się właśnie z czymś takim. Jeszcze nie rozumiem, o co chodzi, że ci wszyscy ludzie są jakby ubrudzeni ziemią. Nie ogarniam tego, a poza tym, miny tej całej trójki wyglądają dla mnie niesamowicie śmiesznie, a chyba nie taki był cel.
  Przepraszam, że w dzisiejszym podsumowaniu byłam taka monotematyczna, ale nie czułabym się dobrze ze sobą gdybym dała inne odpowiedzi. Mimo wszystko zapraszam do czytania kolejnych postów :*

czwartek, 1 lutego 2018

ZABIJANIE NA PRAWO I LEWO/"DIABOLIKA" S.J. KINCAID

  Hej, hej, skończyłam już serię "Wybrani", ale nie tylko ich dostałam pod choinkę. W moich wigilijnych zdobyczach znalazła się również "Diabolika". Powiem Wam, że nie myślałam wiele o tej powieści zanim ją przeczytałam. Wiadomo, słyszałam jakieś pozytywne opinie, ale nie myślałam, że ta pozycja będzie aż tak dobra.
  Nemezis jest diaboliką, istotą, która jest niczym maszyna do zabijania i która jest stworzona do bronienia i kochania tylko jednej osoby, która zostanie jej wskazana. Nemezis ma się opiekować Sydonią Impirian, córką senatora, który bardzo interesuje się nauką, co nie jest dobrze postrzegane przez cesarza. Młoda Impirianka wezwana na dwór pod pozorem zwyczajnej wizyty jednak wszyscy przeczuwają, że to jakaś pułapka stworzona dla ukarania senatora przez skrzywdzenie jego córki. W zamian tego zostaje tam posłana Nemezis by udawała Sydonię, co dałoby podopiecznej znacznie więcej bezpieczeństwa.
  Ja wciągnęłam się w tą historię już od pierwszej strony. Myślę, że jest to sprawa tego, że S.J. ma taki styl pisania, który sprawia, że aż chce nam się czytać i czas spędzony nad książką się nie dłuży. Autorka pisze też bardzo lekko, co tu jest niezwykle potrzebne, ponieważ ten cały wykreowany świat jest bardzo okrutny, a ludzie w nim są w większości bardzo zepsuci. Wydaje mi się, że "Diabolika" jest skierowana bardziej do młodzieży, więc taka prostota jest tu tym bardziej potrzebna.
  Ogólnie, całe to uniwersum bardzo mi się podoba. Niedawno w jednym z postów mówiłam, że ciężko dziś znaleźć dziś oryginalną młodzieżówkę. Nie mówię, że świat "Diaboliki" jest jakiś bardzo wyjątkowy, bo są w nim zawarte pewne schematy, z którymi już wielokrotnie się spotkałam, ale w tym przypadku akurat nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo.
  Fabuła jest bardzo ciekawa, mamy mnóstwo zwrotów akcji i dość sporo bohaterów dzięki czemu nie skupiamy się wciąż na tych samych postaciach i nie jesteśmy znudzeni w żaden sposób. W pewnym momencie w ogóle akcja całkowicie zmienia kierunek i to, co było najważniejsze na samym początku w pewnym momencie już całkowicie nie ma znaczenia.
  Według mnie, to jest bardzo udany zabieg i myślę, że często autorzy myślą, że jak ich książka nie ma więcej niż 500 stron to od początku do końca możemy mówić o tym samym. Czasami owszem, można tak zrobić, ale trzeba wtedy dokładać dodatkowe wątki i w inny sposób zajmować uwagę czytelnika. Często pisarze jednak myślą, że nie muszą robić nic dodatkowego, bo ten główny motyw jest wystarczająco zajmujący uwagę, a w wielu przypadkach tak nie jest i jesteśmy w przypadku takiej powieści skazani na nudę.
  Podoba mi się też to, że S.J. Kincaid nie owija w bawełnę w sprawie Nemezis. Często jeżeli główna bohaterka ma jakąś ciemną stronę albo sporo zabija, jak np. Celaena ze "Szklanego Tronu" to autorzy starają się nam wcisnąć kit, że ona ma jakieś powody, żeby taka być, bla bla bla i ciągle próbują ją usprawiedliwiać. I to mnie niesamowicie denerwuje. Tu czegoś takiego na szczęście nie ma i pani Kincaid stawia kawę na ławę i mówi: "Moja bohaterka morduje na prawo i lewo, musicie się z tym pogodzić".
  Jedyną rzeczą, która zawiodła mnie w tej pozycji jest zakończenie. To znaczy nie mówię, że ono było złe, sytuacja prezentuje się trochę inaczej. Otóż, zbliżamy się do ostatniej strony i jest taki zwrot akcji, który mnie po prostu rozwalił i rozbił na kawałeczki moje biedne serduszko. Wiecie, ale to by było takie pozytywne zniszczenie, które by mnie utwierdziło w przekonaniu, że właśnie przeczytałam niezwykle emocjonującą książkę. Niestety, w życiu  tak pięknie nie ma. Oto nastąpił kolejny zwrot akcji, który skleił mi serce na nowo, a ja nie chciałam, żeby ono było sklejane.
  Podsumowując, ja Wam "Diabolikę" serdecznie polecam. Zdecydowanie się spodoba fanom takich dystopijnych światów i historii myślę, że przypadnie też do gustu fanom sci-fi, bo cała akcja ma miejsce w kosmosie.