sobota, 27 maja 2017

MOJE ULUBIONE KSIĄŻKOWE SERIE

  Hej, dzisiaj mam dla Was post o moich ulubionych książkowych seriach, które znalazły szczególne miejsce w moim czytelniczym sercu. Zaznaczam, że kolejność jest przypadkowa.
1. "Dary Anioła"- Cassandra Clare
  Nie wiedziałam, że tak mocno kocham ten cykl dopóki się nie skończył. Płacz, który mi towarzyszył przy ostatnich rozdziałach rzadko bywa aż tak ogromny. Uwielbiam te postaci, ten świat, całą fabułę. Warto zaznaczyć, że podczas czytania tej serii naprawdę można się pośmiać. Teksty Jace'a są po prostu najlepsze. Kocham Magnusa, Isabelle, jest tu mnóstwo cudownych związków. Każdy znajdzie coś dla siebie. Spotykamy się tutaj z intrygami, tajemnicami, romansami, po prostu ze wszystkim.
2. "Percy Jackson i bogowie olimpijscy"- Rick Riordan
  Do tej serii mam specyficzny stosunek, bo nie ekscytuję się jakoś mocno, gdy o niej słyszę. Nie zamieniam się w fontannę, gdy ktoś umiera. Z drugiej strony, gdy pomyślę, że miałabym już do niej nie wrócić to nie wyobrażam sobie tego. Moim zdaniem, są to bardzo ciepłe książki, również jest dużo humoru. Bohaterowie są jedyni w swoim rodzaju. Percy'ego po prostu kocham. Dzięki tej serii udało mi się poprawnie odpowiedzieć na niektóre pytania na olimpiadzie z języka polskiego, bo były tam zagadnienia z mitologii greckiej. Jeśli wydaje Wam się, że mitologia jest nudna to przeczytajcie "Percy'ego Jacksona i bogów olimpijskich", a od razu zmienicie zdanie.
3. "Igrzyska Śmierci"- Suzanne Collins
  Zastanawiałam się, czy dawać tu ten cykl, bo teraz akurat zaczęłam go ponownie czytać i już nie wywołuje we mnie tych samych emocji, co kiedyś. Pamiętam jednak jak bardzo mnie poruszył, gdy dopiero go poznawałam. Emocje po prostu we mnie buzowały, cały czas siedziałam w napięciu czekając, co się wydarzy. Poza tym, powiem Wam, że nie wiem, czy nie będę wracać do tej serii jedynie dla Finnick'a. Myślałam, że nasz związek się wypalił, ale nie ta miłość nadal trwa, odrodziła się. Genialna seria, jak dla mnie na jeden raz, bo jak się czyta ją za drugim razem to za dużo się wie. Poza tym też już zapoznałam się z dużo ilością takich dystopijnych powieści, "Igrzyska Śmierci" akurat były jedną z pierwszych, ale teraz już nie robią takiego wrażenia, bo znam już wiele pozycji tego typu.
4. "Pani Peregrine"- Ransom Riggs
  To jest moje stosunkowo niedawne odkrycie. Inni mają bardzo różny stosunek do tej serii, ale ja ją ubóstwiam. Kocham Emmę, pierwszy raz od przeczytania "Harry'ego Potter'a" czułam takie dziwne uczucie. Polega ono na tym, że strasznie chciałam uczęszczać do Hogwartu. W tym przypadku bardzo chciałam być takim osobliwym dzieckiem i wychowanką pani Peregrine. Czytając ten cykl bardzo często się śmiałam, bo główny bohater, czyli Jacob jest trochę jak Percy Jackson. Wszyscy uważają, że jest taki wyjątkowy, a on w ogóle nie rozumie, co się dzieje i o co chodzi.
5. "Harry Potter"- J.K. Rowling
  Na koniec zostawiłam taką wisienkę na torcie, najważniejszą z tych wszystkich serii. Gdyby nie ona pewnie nie miałabym tego bloga, nie czytałabym książek z tak wielką pasją jak teraz. Od tego praktycznie wszystko się zaczęło. Pamiętam jak będąc jedenastolatką kończyłam każdy tom z otwartymi ustami i mając w głowie takie: "wow". Nie muszę mówić, o czym jest "Harry Potter", bo każdy doskonale to wie. Z każdym kolejnym przeczytaniem tego cyklu coraz bardziej płacze na pewnych momentach. Ostatnia część to jest po prostu końcowe 100 stron nieprzerwanego potoku łez i zawsze, gdy już je skończę to czuję taki: "I co ja teraz zrobię ze swoim życiem? Jak mam dalej funkcjonować?". Naprawdę, kto nie czytał niech pędzi do księgarni.

środa, 24 maja 2017

CZY KSIĄŻKI TO DOBRE MODELKI?/ŚWIAT WEDŁUG KSIĄŻKOHOLICZKI

  Hej, ponieważ mamy obecnie okres bez recenzji stwierdziłam, że jest to idealny moment, by opublikować coś z serii "Świat według książkoholiczki". A dziś opowiemy sobie o robieniu zdjęć książkom, czyli o czymś, co dla części blogerów jest codziennością.
  Każdy zna to uczucie. Typowy nałogowy czytacz przegląda piękne bookstagramowe profile(przy okazji tutaj macie link do postu o moich ulubionych bookstagramowych profilach). Zachwyca się jakie to te zdjęcie są wspaniałe i w jego głowie pojawia się myśl: "Ja też tak chcę", jednak on jeszcze nie wie, ile to niesie ze sobą problemów.
  Na razie powiem Wam, jak u mnie wygląda robienie zdjęć powieściom. Nie mam aparatu, fotografuję telefonem, bo uważam, że ma na tyle dobrą jakość zdjęć, że wygląda to naprawdę ok. Po zrobieniu obrabiam je w pierwszym lepszym darmowym programie. Ja używam akurat PhotoScape. I tak to wygląda mój książkowo-zdjęciowy "profesjonalizm".
  Przedstawię Wam teraz kłopoty, z którymi ja się zmagam robiąc zdjęcia moim "modelkom". Nie wiem, czy Wy takie macie, jeśli znaleźliście jakiś sposób, żeby się z nimi uporać to piszcie w komentarzach.
Zdjęcie nr 1
  Problem numer 1 to odskakująca okładka. Gdy mamy książkę w miękkiej oprawie to ja przynajmniej zawsze robię tak, że trzymając książkę w pionie przed sobą, okładkę odginam od siebie. No i jest wszystko fajnie, wszyscy są szczęśliwi. Do momentu, gdy należy ją sfotografować, bo jak przy recenzji może nie być zdjęcia? Ja zwykle zdjęcia wykonuję w weekend, bo jeszcze z zimy został mi taki nawyk, że po szkole już nigdy nie było światła, więc fotografowałam książki w sobotę lub niedzielę. Zazwyczaj jest to już kilka dni po odgięciu okładki. I wtedy się zaczyna. Gdy chcę sfotografować książkę w taki sposób jak na pierwszym zdjęciu to już na starcie muszę się pogodzić z tym, że to nie wyjdzie. Wy teraz na nie patrząc myślicie sobie, że jest to mała przestrzeń, ale ta książka już kilka miesięcy była ściśnięta między innymi pozycjami, więc możliwe, że okładka przybliżyła się do reszty stron. W przypadku, gdy ta powieść jeszcze nigdy nie stała wśród innych na półce ta pustka jest o wiele większa.
  Kolejny problem też dotyczący pozycji wydanych w miękkich oprawach. Gdy chcę, żeby książka była otwarta, tak jak na zdjęciu, które dodałam do recenzji "Dumy i uprzedzenia", ona się zamyka. Ja jakoś próbuję wtedy kombinować, stawiam butelkę z lakierem na okładce i staram się nie uchwycić jej w kadrze. Rzecz, która przytrzymuje musi być ciężka, a zarazem mała, więc znalezienie czegoś takiego jest dość trudnym zadaniem.
  Ale teraz przejdę do najgorszego. Najgorsze połączenie dla "fotografa". Książka i zwierzak. Jak pewnie wiecie, może nie wiecie ostatnio pojawiła się recenzja "Był sobie pies", więc pomyślałam: "Mam psa, ale super, zrobię takie genialne zdjęcie". Wyszło, jak wyszło. Zanim mój pies postanowił przestać gonić ptaki, usiąść i zacząć ze mną współpracować minęło pół godziny. Gdy w końcu się położył podeszłam do niego nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów, by nie postanowił do mnie podejść coś zastukało w rynnie. Podniósł się i odszedł w siną dal. Jeszcze oczywiście, w międzyczasie miałam problemy z książką, która się wywalała, bo na złość musiał wiać wiatr. Teraz jednak, gdy o tym myślę dochodzę do wniosku, że książki potrafią się wywalać, gdy się je postawi w pionie też w stabilnych warunkach atmosferycznych.
  To już wszystkie problemy, z którymi się zmagam fotografując książki, które są okropnymi modelkami, ale każdy wie, jakie piękne później potrafią być efekty pracy z nimi.

sobota, 20 maja 2017

MY BIG BOOKISH WEDDING TAG

  Hejka, jesteśmy właśnie w środku sezonu komunijnego, więc ja na przekór wszystkim i wszystkiemu postanowiłam zorganizować wesele. Do tego jest to uroczystość, w której będą brać udział postacie z książek, więc będzie ciekawie. Tag polega na tym, że przygotowałam sobie 10 tytułów i do każdej kategorii, która w tym tagu będzie występować losuję jedną z karteczek. Następnie otwieram daną powieść na przypadkowej stronie i pierwsza osoba, na którą trafi mój wzrok będzie "odpowiedzią" na tę kategorię. Mam nadzieję, że zrozumieliście, a jak nie to w trakcie wszystko się wyjaśni.
1. OSOBA, KTÓRA POMOŻE WYBIERAĆ CI SUKNIĘ ŚLUBNĄ(KOBIETA)
  Ojeju, boję się, ale już losuję. Trafiła mi się tutaj "Ania z Zielonego Wzgórza". Mam nadzieję, że pamiętam bohaterów. No cóż, mój wzrok powędrował w stronę Maryli. Ją akurat pamiętam doskonale. Wiem, że była dość starsza, taka chyba mniej więcej w wieku babci i ikoną stylu też ona jakąś wielką raczej nie była. Dobra, wygląd nie jest najważniejszy, najważniejszy jest mąż.
2. OSOBA, KTÓRA URZĄDZI TWÓJ WIECZÓR PANIEŃSKI(KOBIETA)
  Losujemy, losujemy. Wypadło na "Miasto kości" z serii "Dary Anioła". Bardzo bym chciałam wylosować Isabelle, ale zobaczymy. Nie, będę miała naprawdę świetny wieczór panieński. Wyprawi go Clary, czyli postać, która najbardziej mnie denerwowała w tym cyklu. Juhu, ale będzie super.
3. OSOBA ODPROWADZAJĄCA DO OŁTARZA(MĘŻCZYZNA)
  Teraz książkowi mężczyźni będą mieli w końcu coś do powiedzenia. Wylosowałam "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny scenariusz". Szczerze mówiąc, liczyłam na to, że z tego dramatu będą losować kobiety i trafię na Queenie, ale cóż. Do ołtarza odprowadzi mnie znany magizoolog, Newt Scamander. Ja go bardzo lubię, według mnie jest bardzo sympatyczną postacią. Mam tylko nadzieję, że nie przyniesie ze sobą żadnego niuchacza.
4. KSIĄDZ(MĘŻCZYZNA)
  Ksiądz akurat dla mnie nie jest aż tak ważny. Jeśli nie trafi mi się karteczka z powieścią, gdzie jest mój potencjalny mąż to będę zadowolona. Dostałam tutaj "Harry'ego Potter'a i więźnia Azkabanu", bo nie wyobrażam sobie mojego książkowego wesela bez kogoś z "Harry'ego Potter'a". Moim księdzem będzie Syriusz Black. Nie widzę go w tej roli, ale w sumie nie ma rodziny, więc może znalazł swoje powołanie. Ja nie oceniam.
5. SZCZĘŚCIARA, KTÓRA ZŁAPIE WELON(KOBIETA)
  Los uśmiechnie się do kogoś z..."Dumy i uprzedzenia". Jeden mąż poszedł do odstrzału. Żegnaj, panie Darcy. Welon złapie panna Elizabeth. To jest jakiś żart.
6. OSOBA WYGŁASZAJĄCA PRZEMÓWIENIE(MĘŻCZYZNA)
  Przemówienie wygłosi ktoś z "Dziewczyny, którą kochałeś" Jojo Moyes, a konkretniej jakiś Sven. Zupełnie nie kojarzę tej postaci, ale myślę, że to, że jest imiennikiem renifera z "Krainy Lodu" sprawi, że to będzie dobra przemowa, bo Sveny zawsze są super. Na pewno będzie zabawnie :) 
7. OSOBA ZAJMUJĄCA SIĘ MUZYKĄ(MĘŻCZYZNA)
  Kolejny mąż odszedł w siną dal. Wylosowałam w "Pierścieniu ognia" Suzanne Collins. Muzyką zajmie się Finnick. On umiał się bawić, więc sądzę, że z muzyką nie będzie problemu, ale jeśli sprawa z mężem nie potoczy się, jak należy to będę musiała uciec z DJ-em.
8. KRÓL PARKIETU(MĘŻCZYZNA)
  Król parkietu pochodzi z książki "Love, Rosie". Myślałam, że z tej pozycji wybiorę kogoś do wieczoru panieńskiego, ale mówi się trudno i żyje dalej. Jak można było się spodziewać królem parkietu został Alex. Myślę, że będzie się dobrze bawił, wszystkich rozrusza i będzie nieoficjalnym "wodzirejem" całego wesela.
9. OSOBA, KTÓRA ZA DUŻO WYPIJE I WYLĄDUJE POD STOŁEM(MĘŻCZYZNA)
  Emocje sięgają zenitu. Zostały mi dwie powieści, a tylko w jednej jest moja ostatnia deska ratunku. Tak, udało się! Zataczający się gość będzie pochodził z książki "Fangirl". Co za ulga. Wyszło na to, że upije się Levi, a wyglądał na takiego porządnego chłopaka.
10. MĄŻ(MĘŻCZYZNA)
  Aaaa, wreszcie ten moment. Ostatnia książka, które mi została to "Wielki Gatsby", ale jak nie wylosuję Gatsby'ego to nie wiem, co zrobię. Moi Drodzy, marzenia jednak się spełniają. Nie jest ważna sukienka, wieczór panieński. Moim mężem zostaje Jay Gatsby. To będzie cudowne małżeństwo.
  Na tym skończymy relację z mojego wesela. Mam nadzieję, że tag Wam się spodobał i nominuję wszystkich, którzy chcą go zrobić.


niedziela, 14 maja 2017

RECENZJA KSIĄŻKI "BYŁ SOBIE PIES" W.BRUCE'A CAMERONA

  Hej, w dzisiejszym poście powiem Wam trochę o książce, która na początku roku cieszyła się ogromną popularnością. Jest to spowodowane przez bardzo specyficzną narrację. Mianowicie, jest ona napisana z perspektywy najlepszego przyjaciela człowieka, czyli psa.
  Bailey myślał, że jest zwyczajnym kundelkiem. Bawił się ze swoim szczenięcym rodzeństwem, uwielbiał ścigać wiewiórki. Nic nie wskazywało na to że jest on wyjątkowy. Pewnego dnia, nadszedł koniec jego życia, ale wszystko potoczyło się inaczej. Odrodził się, stając się powtórnie małym psiakiem. Od tego czasu przyjmuje kolejne wcielenia, nieustannie szukając sensu swego życia.
  Na początku powiem co mnie na początku trochę zniechęciło do tej powieści. Mam tu na myśli to, że brnąc przez pierwsze strony miałam w głowie: "Naprawdę czytam o wąchaniu psich tyłków...Gdzie w moim życiu popełniłam błąd, co poszło nie tak?". Na szczęście takie odczucie towarzyszyło mi tylko przy początkowych rozdziałach i z czasem się ulotniło. Należy przez to przejść, by później móc się rozkoszować cudowną historią.
  Fabuła "Był sobie pies" jest naprawdę bardzo interesująca, czyta się to praktycznie strona po stronie i nie czuje się, że nagle jest się na 10 rozdziale, a zaczęło się od pierwszego.
  W tej książce niezmiernie ważną rolę gra narrator. Wszystkie wydarzenia opisuje nasz główny bohater, którego ja "roboczo" nazywam Bailey. Autor w piękny sposób pokazał to, jak pies potrafi odczuwać ludzkie emocje. Też bardzo ciekawym doświadczeniem było zobaczenie, jak problemy, z którymi się spotykamy każdego dnia z perspektywy czworonoga, potraktowane z dystansem wydają się całkowicie błahe.
  Powiem Wam szczerze, że ja czytając "Był sobie pies" płakałam dwa razy. Za pierwszym razem był to moment drugiej śmierci Baileya, a za drugim nie powiem w jakich okolicznościach uroniłam łzę, bo bym Wam zaspoilerowała. Jest to bardzo wzruszająca historia, bez chusteczek się nie obejdzie. Poza tym, chyba każdy wie, jak reaguje, gdy w filmie lub książce jakiś pies umiera. My w tej powieści musimy przez to przechodzić kilka razy.  Pan Cameron jest bezlitosny.
  Często, gdy jest mowa o tym tytule pojawia się pytanie, czy jest on dziecinny. Moim zdaniem, tak nie jest, oczywiście, dziecko może ją przeczytać, ale to jest powieść uniwersalna, dla każdego, w tym przypadku mamy podobną sytuację jak z bajkami Disneya. Nawet dorosłym się spodoba. Uważam, że każda osoba, która kiedykolwiek posiadała psa powinna zapoznać się z tą książką.
  Dla mnie małym minusem było tutaj to, że autor dawał trochę jakiś takich żarcików sytuacyjnych, generalnie próbował rozbawić czytelnika, ale według mnie, trochę mu to nie wyszło i ja się zaśmiałam chyba raz podczas lektury tej historii.
  Moim zdaniem, "Był sobie pies" opowiada przepiękną historię o przyjaźni człowieka i zwierzęcia. O tym, jak staje się on stałym członkiem rodziny i o bólu jaki wszyscy odczuwają, gdy go zabraknie. Mamy tu też trochę o znajdowaniu pozytywnych rzeczy w tym, co dostaje się od losu. Mnie ta książka bardzo poruszyła i myślę, że będę jeszcze do niej wracać.
P.S. Mój pies był bardzo rozpieszczany w tym czasie, gdy czytałam tą pozycję, ponieważ zawsze, gdy czytam o tym, że coś złego dzieje się z psami to mam takie wyrzuty sumienia(chociaż są kompletnie bezpodstawne) i mam wrażenie, że muszę jakoś naprawić krzywdę wyrządzoną książkowym zwierzakom przez autorów. Moim sposobem na to jest dawanie mojemu psu podwójnej porcji jedzenia,  częstsza zabawa z nim. Ogólnie przez te kilka dni miał on prawie jak w raju :D
P.S.2. Podejrzewam, że przez jakieś 3 tygodnie nie będą się pojawiały recenzje, bo czytam ponownie serię "Igrzyska Śmierci", a uważam, że recenzowanie tych książek po drugim przeczytaniu nie miałoby sensu. Posty weekendowe będą nadal się regularnie ukazywać.

sobota, 13 maja 2017

NOWY REGAŁ NA KSIĄŻKI!

  Hejka, witam Was serdecznie w dzisiejszym poście. W życiu każdego miłośnika literatury przychodzi taki czas, gdy kończy się na półce lub regale miejsce na nowe powieści. Ja właśnie byłam ostatnio w takiej sytuacji, ale na szczęście już nie doświadczam tego problemu, więc teraz opowiem Wam o tym, co mi pomogło uporać się z tym kłopotem.
Miłość mierzona w pudełkach :D
  Pewnego pięknego dnia(wczoraj), po jakimś czasie od zamówienia regału znalazł się on w końcu w moim garażu. Od razu zaczęło tam cudownie pachnieć drewnem i nowymi meblami. Wtedy znajdował się jeszcze w kilku pudłach, będąc podzielonym na części, ale i tak już wtedy go pokochałam.
Mój "bezdomny" stosik :)
  Poznaliście już bardzo romantyczny początek miłości mojej i regału. Wydaje mi się, że już od świąt Bożego Narodzenia, gdy doszło do mnie wiele nowych książek zaczęło brakować mi miejsca na kolejne. Przez 5 miesięcy wszystko, co do mnie przyszło składowałam gdzieś z boku i takim sposobem na tym stosiku nazbierało mi się 10 tytułów. I on tak rósł i rósł aż do wczorajszego dnia.
Artystyczne zdjęcie gwoździ :D
  Regał, który wybrałam jest z Black Red White, konkretniej należy on do kolekcji Indiana, czyli tej samej, z której pochodzi reszta moich mebli. Jest on w takim pięknym bielutkim kolorze, ma 5 półek, mój poprzedni miał 3, czyli jest prawie 2 razy większy.
Co tak pusto?
Teraz lepiej<3
  Ogólnie, też wielką radość sprawiło mi to, że mój nowy nabytek trzeba było złożyć. Uwaga, teraz dowiecie się czegoś, o czym wcześniej nie mówiłam. Uwielbiam składać meble z Black Red White, jeśli macie coś do złożenia z tej firmy to macie po lewej mojego maila, piszcie, ja się bardzo chętnie do czegoś przydam :D Montowanie tego regału było mniej więcej tak łatwe i przyjemne jak składanie klocków Lego. Po prostu kocham to robić!
  Na razie mój regał jest dość pusty, ale myślę, że niedługo się to zmieni i do moich zbiorów przybędzie sporo powieści.
  Dziś taki króciutki, luźny post. Ten regał sprawił mi ogromną radość i chciałam się tym z Wami podzielić. Mam nadzieję, że jutro pojawi się recenzja "Był sobie pies", ale idę na Komunię, więc zobaczymy, czy się wyrobię. Trzymajcie kciuki ;)

wtorek, 9 maja 2017

RECENZJA KSIĄŻKI "ZABIĆ DROZDA" HARPER LEE

  Hej, dziś przychodzę do Was z dość klasyczną i kultową powieścią, ale jednak nie aż taką starą, bo powstałą w latach 60. Po tej książce spodziewałam się czegoś trochę innego, ale więcej dowiecie się po przeczytaniu recenzji.
  Lata 30., Stany Zjednoczone. Ojciec Jema i Jean Louise, potocznie nazywanej Skautem, Atticus jest prawnikiem i  właśnie otrzymał prawdopodobnie najtrudniejszą sprawę w jego karierze. Ma za zadanie bronić w sądzie czarnoskórego mężczyzny, czyli Toma Robinsona posądzonego o zgwałcenie białej dziewiętnastolatki. Wszyscy uważają, że Tom jest winny, a nawet jeśli nie to i tak może pójść do więzienia albo i na śmierć, bo "jest czarny, więc to żadna strata". Atticus jednak postanawia doprowadzić do sprawiedliwego procesu i wyroku, na który nie będzie miał wpływu kolor skóry oskarżonego.
  Zacznę od jednej z rzeczy, które najbardziej mnie zdziwiły w "Zabić drozda". Mam tu na myśli to, że przez co najmniej 100 stron w ogóle nie mamy nic wspomniane o tym, co przytoczyłam w opisie fabuły. Ogólnie ten fragment bardzo mi się podobał i bardzo się w niego wciągnęłam.
  Opowiadał on o tym, jak Jem i Skaut codziennie przechodzili w drodze do szkoły obok domu, w którym mieszkał bardzo tajemniczy człowiek. Od wielu lat nikt go nie widział i nie było nawet wiadomo, czy on żyje, czy nie.
  Ja muszę się przyznać, że przez te pierwsze rozdziały to myślałam, że nie wytrzymam z tego  napięcia. Po prostu dość mocno się bałam.
  Nie jestem przyzwyczajona do takich klimatów, kryminałów mam bardzo mało na swojej półce, jeśli w ogóle jakiś mam. Chciałam przeczytać "Behawiorystę" Mroza, ale akurat nie było w księgarni, a później jakoś nie kupiłam w internecie. Dobra, ale zeszliśmy z tematu. Chodzi mi o to, że była to dla mnie ciekawa i miła odmiana. Trochę strachu jeszcze nikomu nie zaszkodziło ;)
  Drugim elementem, którego nie spodziewałam się tutaj spotkać to to, że narracja jest prowadzona z perspektywy dziecka, a konkretniej Skauta, która swoją drogą jest bardzo sympatyczną postacią, bardzo często się uśmiechałam czytając te historię właśnie ze względu na nią. Ujmowało mnie to jak się ona sprzeciwiała tej całej etykiecie panującej wśród dam, sukienkom, niedzielnym podwieczorkom. Jest taką małą buntowniczką.
  Nie zdarza mi się czytać powieści dla dorosłych, gdzie narratorami są dzieci. Poznałam dzięki temu, jak ciekawie przedstawia się wtedy inne postacie. Mam na myśli to, że wszystko jest wtedy pokazane w bardziej karykaturalny sposób, inaczej się patrzy na wszystko okiem dziecka, np. Atticus dla Jean Louise był zawsze dobry i mądry i to już nie podlegało żadnej dyskusji.
  "Zabić drozda" jest naprawdę mądrą pozycją, bardzo wartościową. Mnie również bardzo wciągnęła, a to jednak też jest ważne. Wszystkie te myśli, które ma nam do przekazania autorka są wyłożone w bardzo subtelny sposób. Mnie bardzo denerwuje, gdy w książce jest ciągle głęboka sentencja, głęboka sentencja, głęboką sentencją poganiająca. Tu tego nie ma, a i tak wszyscy wiedzą, co Harper Lee miała na myśli, więc za to należy się wielki plus.
  Uważam, że każdy powinien zapoznać się z "Zabić drozda", bo ta historia przekazuje takie niebanalne wartości moralne. Ten tytuł nie trafił, co prawda na listę moich ulubionych, ale myślę, że od czasu do czasu będę do niego wracać, bo naprawdę dobrze mi się go czytało mimo, że doznałam lekkiego szoku literacko-gatunkowego ;)
P.S. Polecam serdecznie "Zieloną milę" Stephena Kinga, bo tematyka jest trochę podobna, a to już jest jedna z moich najukochańszych powieści :)

sobota, 6 maja 2017

PODSUMOWANIE KWIETNIA/2017

  Hejka, hej, cześć i czołem! Mamy pierwszą sobotę maja, a to może oznaczać tylko jedno. Podsumowanie kwietnia. Dziś akurat jest piękna pogoda i mam nadzieję, że tak już zostanie, ale poprzedni miesiąc był dość deszczowy, więc dużo siedziałam w domu i czytałam. Przejdźmy do konkretów.
Liczba przeczytanych stron: 2740
Przeczytane książki: 6
1. "Duma i uprzedzenie"- Jane Austen
2. "Fangirl"- Rainbow Rowell
3. "Mroczniejszy odcień magii"- V.E. Schwab
4. "Azyl"- Diane Ackerman
Recenzji nie ma i nie będzie :)
Seria "Szóstka wron"- Leigh Bardugo:
5. "Szóstka wron"
6. "Królestwo kanciarzy"
+173 strony "Wilka z Wall Street"- Jordan Belfort
  Uważam, ze kwiecień był dla mnie całkiem dobrym czytelniczym miesiącem. Nie trafiłam na jakieś wielkie książkowe okropieństwa. Były pewne zgrzyty, ale nie aż takie ogromne. Pierwszy raz od dłuższego czasu postanowiłam nie kończyć zaczętej książki. Mówię tu o "Wilku z Wall Street". Nie czytałam go dalej, bo po prostu mnie nudził, a spodziewałam się po nim efektu: "wow". Myślę, że mi jeszcze wybaczycie to, że "Królestwo kanciarzy" zaliczyłam do kwietnia mimo, że skończyłam je czytać już w maju.
Najlepsza książka miesiąca:
"Duma i uprzedzenie"- Jane Austen
  Moi Drodzy, mamy to! Absolutne cudo tego miesiąca. "Duma i uprzedzenie" jest tak dobrą powieścią, że doszła do grona moich ulubionych, a to wyjątkowe wyróżnienie. ta książka jest po prostu niesamowita i wszystkim ją polecam.
Najgorsza książka miesiąca:
"Mroczniejszy odcień magii"- V.E. Schwab
  Wielkie nadzieje, więc i olbrzymie wymagania. Ja po tej powieści spodziewałam się czegoś na miarę drugiego "Harry'ego Potter'a". Za to dostałam do bólu nudną i przewidywalną historię. Nie opłaca się wydać pieniędzy na tę książkę.
Najlepsza postać miesiąca:
Pan Darcy z "Dumy i uprzedzenia" Jane Austen
  Kolejny książkowy mąż do kolekcji. Pan Darcy jest po prostu cudowny, wspaniały i mogłabym tu dać jeszcze wiele bardzo pochlebnych epitetów. On jest idealny i gwarantuję, że każda dziewczyna czytająca "Dumę i uprzedzenie" go pokocha.
Najgorsza postać miesiąca:
Kell z "Mroczniejszego odcienia magii" V.E. Schwab
  Wiem, że w kategoriach związanych z postaciami się powtarzam, ale nie mogłam z czystym sumieniem dać tu jakiegoś innego bohatera. Kell jest po prostu tak bezbarwną i suchą postacią, że to jest niewyobrażalne. Drewno, po prostu drewno...
Najładniejsza okładka miesiąca;
  Może to nie jest najpiękniejsza okładka kwietnia, ale na pewno jest to najlepsze wydanie. Te czarne brzegi stron, dołączona wstążeczka jako zakładka, jakieś małe rysunki w środku. Rzadko się spotyka powieści z oprawą wykonaną z taką pieczołowitością. 
Najbrzydsza okładka miesiąca;
  Okładkom filmowym mówimy zdecydowane: "raczej nie" :)
  To już koniec podsumowania, a my widzimy się następnym razem w recenzji "Zabić drozda".

środa, 3 maja 2017

RECENZJA KSIĄŻKI "KRÓLESTWO KANCIARZY" LEIGH BARDUGO

  Hej, dziś mam dla Was recenzję książki, której przeczytanie nie było taką prostą sprawą. Zajęło mi to tydzień, a zwykle, by skończyć jakąś powieść potrzebuję mniej czasu. Czasami czytałam tylko 20 stron przed snem. Też sporym utrudnieniem była treść, która...Zresztą, sami się przekonajcie.
  RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY DOTYCZĄCE PIERWSZEGO TOMU
  Kaz oraz inni, którzy uczestniczyli w skoku na Lodowy Dwór zostali oszukani i wykiwani. Nie otrzymali ani jednego kruge z sumy obiecywanej przez Van Ecka za odbicie Kuweia z tej twierdzy nie do zdobycia. Inej zostaje porwana przez kłamliwego kupca. Jej przyjaciele muszą ją uratować, odzyskać pieniądze, chronić najcenniejszego zakładnika na świecie, a także spełnić swoje osobiste pragnienia i postanowienia.
  Przyznam Wam szczerze, że dla mnie początek tej powieści zalatuje troszkę odgrzewanym kotletem. Jakoś ta cała akcja z ratowaniem Inej średnio mnie interesowała. 
  Moim zdaniem, drugi tom serii "Szóstka wron" jest niepotrzebny. Rozumiem, że biorąc pod uwagę zakończenie pierwszej części gdyby autorka postanowiła nie pisać kontynuacji to byłoby to bardzo okrutne postępowanie względem czytelników. Ja bym zmieniła końcówkę "Szóstki wron" i poprzestała na jednym tomie.
  Dobra, ale gdy już ustaliliśmy, że według mnie, druga część jest zbędna to skupmy się bardziej na tym, czy ta książka jest dobra, czy nie.
  Temat ratowania Inej jakoś mnie zbytnio nie wciągnął, ale później akcja się zagęszcza i to mi rekompensuje tą początkową nudę. Tu mamy jakąś tajemniczą postać, tam jakiś spisek, ogólnie wszystko obraca się wokół zemsty na Van Ecku oraz chronieniu Kuweia. Jest się na tyle zaintrygowanym, by w miarę miło spędzać czas przy tej powieści.
  Ja już wiem po przeczytaniu tej historii, jakie są moje ulubione postacie z tej serii. Zdecydowanie wybieram Kaza i Inej. Nie wiem, co się stało  zresztą bohaterów. Zaczęły się pojawiać jakieś romantyczne relacje, nie mam nic przeciwko, ale w momencie gdy te dwie zakochane w sobie jednostki nie mogą zamienić ze sobą jednego dialogu bez jakiegoś podtekstu to mnie to zaczyna irytować.
  Końcowe rozdziały, które opisywały, co się dzieje, gdy już wszystko jest w miarę ok zrobiły się bardzo nostalgiczne. Rozumiem, że ostatnie strony tym się charakteryzują w większości powieści, ale tu jakoś było tej melancholii aż za dużo.
  Podsumowując, ja bym wycięła cały drugi tom, zostawiła tylko zakończenie i wkleiła zamiast tego z pierwszej części. Potem napisałabym jakąś książkę o Inej i jej polowaniu na handlarzy niewolnikami, bo taką historię bym bardzo chętnie przeczytała.
  Polecam przeczytać tylko "Szóstkę wron", a ewentualnie jeśli bardzo chcecie się dowiedzieć jak to się wszystko skończyło to zapoznajcie się z "Królestwem kanciarzy", ale ja bym radziła pozostać tylko na pierwszej części.