Hej, nazywam się Julia i witam Was w pierwszym poście na moim blogu. Będą się tu pojawiały rozmaite recenzje, książkowe tagi i wiele innych tekstów związanych z moją wykonaną z papieru miłością. A teraz już nie przedłużając, czas na moją pierwszą recenzję na tym blogu.
Opowieść z "Zielonej Mili" rozgrywa się w latach 30., a akcja skupia się w większości w więzieniu Cold Mountain na bloku E. Blok E jest to miejsce, gdzie skazani na karę śmierci czekają na moment, gdy zakończą swój żywot na krześle elektrycznym, zwanym Starą Iskrówą. Bohaterami, na których najbardziej się skupia ta historia są strażnicy pracujący na tym bloku, skazańcy oraz niezwykle inteligentna mysz. W czasie, kiedy głównie dzieje się ta powieść w więzieniu są 3 osoby. Młody szaleniec William Wharton, który nie ma żadnych zahamowań, Eduard Delacroix, który jest wydającym się spokojnym, trochę nie zdającym sobie sprawy z tego co się dzieje staruszkiem, jednak dopuścił się mordu na młodej dziewczynie i by ukryć poszlaki spalił żywcem 6 osób. W końcu jest John Coffey, który po Paulu Edgecombe, który jest szefem na bloku E oraz narratorem, jest drugą najważniejszą postacią tej książki oraz jej największą tajemnicą. John, niezwykle silnie zbudowany mężczyzna, z którego oczu nieprzerwanie płyną łzy został skazany za gwałt i mord dwóch małych dziewczynkach. Paul odkrywa jednak coś, przez co zaczyna się zastanawiać, czy czarnoskóry olbrzym na prawdę jest winny...
"Zielona Mila" to pierwsza książka Kinga, jaką kiedykolwiek przeczytałam i zdecydowanie zachęciła mnie do przeczytania następnych dzieł tego autora. Fabuła jest niesamowita. Zaskakuje i wciąga tak, że nie można się od niej oderwać. Przede wszystkim jednak sam pomysł na takie, a nie inne miejsce akcji jest genialny. Postacie są tu świetnie wykreowane, są momenty, gdy już myślałam, że postać jest pokazana tylko z jednej strony, po czym autor pokazuje jej wielowymiarowość. Postać myszy, która mieszka w więzieniu i Delacroix się nią opiekuje jest absolutnie nietuzinkowa. Nazywa się Pan Dzwoneczek i to jest moja ulubiona postać. W książce o tak poważnej tematyce wprowadza odrobinę ciepła. Większość osób na bloku E uwielbiała to zwierzę i zabawa z nim dostarczała skazańcom, a zwłaszcza Eduardowi Delacroix mnóstwo radości w ich ostatnich chwilach. Sama postać tego staruszka jakoś sprawiła, że ją polubiłam i jej cierpienie mnie bolało. Jego cicha natura, miłość do więziennej myszy i sama jego postura drobnego staruszka wzbudziła moją sympatię i szczerze Wam powiem, że nie wiem jak Stephen King to zrobił, że polubiłam postać, która zabiła 7 osób, ale to jest właśnie ta wielowymiarowość postaci jaką on nam przedstawia.
Książka jest brutalna, wzruszająca i może zmienić to jak czytelnik postrzega różne sprawy przed jej przeczytaniem. Porusza wiele wątków od rasizmu, przez zanik człowieczeństwa, aż do obcowania ze śmiercią na co dzień. To mnie najbardziej wzruszyło w tej książce. Ostatni rozdział sprawia, że nasze serce jest złamane właśnie przez śmierć. Autor przez całą książkę "karmi" nas doświadczeniami strażników, dla których śmierć jest codziennością. W ostatnim rozdziale pokazuje, jednak, że śmierć mimo, że jest czymś zupełnie naturalnym i oczywistym, dla niektórych wręcz chlebem powszednim, nigdy nie przestanie budzić w ludziach tych najgorszych i najsilniejszych emocji jakimi jest smutek, rozpacz i ból po stracie kogoś bliskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz