Hej, dziś zapraszam Was na pierwszą kwietniową recenzję. O tej książce mówiłam już trochę w podsumowaniu marca, ale dziś wypowiem się o niej bardziej szczegółowo. Jest ona dość specyficzna, ponieważ ma formę scenariusza filmowego, ale mi to absolutnie nie przeszkadzało i uważam, że wydanie "Fantastycznych zwierząt i jak je znaleźć" jako książkę doskonale dopełnia film.
Magizoolog, Newt Scamander przyjeżdża do Nowego Jorku. W swojej zaczarowanej walizce nielegalnie przewozi fantastyczne zwierzęta, których hodowla w Ameryce jest zabroniona. Przez zrządzenie losu oraz pewnego nieposłusznego niuchacza dochodzi do pomylenia teczek i jego podopieczni trafiają w ręce mugola, Jacoba Kowalskiego i niektóre stworzenia uciekają z walizki. To zdarzenie jest tym bardziej niefortunne, ponieważ od jakiegoś czasu tajemnicza istota nęka nowojorskich mugoli i podejrzenia mogą paść na Newta i jego zwierzęta.
Nie sposób wyrażając swoją opinię o tej książce nie odwołać się do filmu. Dzięki spisaniu całej tej historii lepiej zrozumiałam niektóre rzeczy. Były tu opisane wszystkie kadry i jeśli się oglądało film to czytając opis ujęcia od razu się widziało opisywany moment i to było bardzo ciekawe uczucie. Też chciałabym powiedzieć, że to jest jedna z tych pozycji, gdzie lepiej najpierw obejrzeć film, a później przeczytać książkę.
Postacie, którym towarzyszymy w tej historii są cudowne, oprócz Tiny, bo ja w ogóle nie rozumiem tej kobiety i tego, do czego ona dąży.
Poza tym, mamy tu Queenie, która jest tak genialna, że dostała tytuł najlepszej postaci marca. Już, co najmniej w kilku postach pisałam, jak ja ją kocham i uwielbiam, więc nie będę się powtarzać. Dodatkowo, mam jej figurkę FUNKO POP, która posłużyła mi jako "modelka" przy wykonywaniu zdjęcia.
Jeszcze na zakończenie powiem, że jestem absolutnie zachwycona okładką i ogólnie ozdobieniem książki. Bardzo kojarzy mi się ono z "Wielkim Gatsbym" i w ogóle latami 20., które dla mnie są zachwycające.
Na sam koniec podsumuję. Polecam obejrzeć film, przeczytać książkę, by zobaczyć świat czarodziejów w innej wersji niż dotąd znaliśmy. Poza tym, nawet jeśli historia ta Wam się nie spodoba to oprawa graficzna będzie niczym dzieło sztuki na Waszej półce.
Uważam, że ten scenariusz wyszedł trochę niepotrzebnie. Znaczy, dla wielkiego fana na pewno warto, ale po co mi scenariusz czegoś co można po prostu obejrzeć. "Przeklęte dziecko" miało przynajmniej powód, bo dostęp do tej sztuki jest utrudniony, w wielu krajach po prostu jej nie grają. A to?
OdpowiedzUsuńNo nie jestem przekonana...
Pozdrawiam!
http://sunny-snowflake.blogspot.com/
Może potrzebnie, może niepotrzebnie, ale ja osobiście kocham świat czarodziejów i miło spędziłam czas czytając ten scenariusz :)
UsuńPozdrawiam ;)