Hej, hej, dziś przychodzę do Was z czymś nietypowym, niespotykanym, wyjątkowym(przynajmniej na moim blogu). Biografia, tego jeszcze nie było. Od pewnego czasu jestem ogromną fanką Benedicta Cumberbatcha, uważam go za ideał pod każdym możliwym względem. Na wstępie pozdrowię wszystkie Cumberbitches/Cumberbabes, które weszły w tą recenzję, bo wszystkie nas łączy miłość(miłość w sensie "miłość" nie miłość. Wiecie, o co mi chodzi) do jednego faceta.
Normalnie dałabym w tym momencie opis fabuły, ale, że jest to biografia to go nie dam. Może wyjaśnię pokrótce, dla tych, którzy tego nie wiedzą(jak można tego nie wiedzieć?!), kim jest Benedict Cumberbatch. Jest aktorem teatralnym, filmowym. Największą sławę przyniosła mu chyba główna rola w "Sherlocku"(gdzie właśnie ja go poznałam<3), ale grał też w filmie "Gra tajemnic"(Jest wspaniały, polecam) o Alanie Turingu oraz niedawnej produkcji Marvela, czyli "Doctor Strange". Ubóstwiany przez tysiące kobiet, z cudowną osobowością, wyglądem i głosem. I jest naprawdę świetnym aktorem.
Na początku obawiałam się, że ta książka będzie nudna. Z ciężkim sercem muszę przyznać, że Benedict to nie jest ktoś jak Steve Jobs albo Marilyn Monroe. To są naprawdę kultowe postaci i choćby nie wiem, jak dobrym aktorem by on był, jak pozytywną osobą i jak przystojnym mężczyzną to nadal pozostaje jedynie jednym z wielu aktorów. Jego droga do sławy przebiegała podobnie jak u innych tego typu osób.
Na początku wydawało mi się, że moje obawy, że ta pozycja będzie nieinteresująca się spełnią. Musieliśmy przejść przez wszystkie szkoły, gdzie Benedict wiadomo, grywał w różnych przedstawieniach, ale były one tu przedstawione praktycznie w formie wymieniania ich wszystkich po kolei ze śladowym rozwinięciem, a to sprawiało, że czytało to się trochę jak listę wszystkich krajów Unii Europejskiej.
Później jednak sytuacja się zmienia i o następnych rolach jest powiedziane już dużo więcej. W ogóle najbardziej podobały mi się rozdziały, gdzie była mowa tylko o jednej, bardzo znaczącej dla jego życia produkcji typu "Sherlock", czy "Koniec defilady".
Od tego samego momentu zaczęłam bardzo szybko pochłaniać tą lekturę. Leciutko się to czytało, bez stresu, że nagle główny bohater zginie. Po prostu całkowity relaks.
Rzeczą, która bardzo mnie zdziwiła było to, że nie było tutaj żadnych zdjęć. Przyszła do mnie ta książka, ja ją otwieram, przewracam kartki i z coraz większą desperacją szukam jakiś fotografii, a tu nic. Nie, moim zdaniem, biografia powinna mieć co parę stron dodany jakiś obrazek.
Ogólnie, trochę się łudziłam, że może Benedict miał jakiś swój udział w pisaniu tej pozycji. Niestety, tak jak myślałam, moje przypuszczenia okazały się błędne. Na szczęście, są przytaczane tutaj dość często jego wypowiedzi, co dodaje całości takiego "Cumberbatchowego" charakteru. Poza tym, wszystko, co pochodzi od Benedicta jest dla każdej rzeczy jako wartość dodana.
Generalnie, moim celem było dowiedzenie się jak najwięcej o tej niesamowitej osobie i faktycznie było tu opisanych sporo rzeczy, o których nie wiedziałam, ale też niektóre fragmenty wywiadów kojarzyłam i byłam wtedy z siebie taka dumna. Ta biografia też pozwoliła mi spojrzeć na Benedicta inaczej, zobaczyć, że nie zawsze jest taki słodki i milusi, jak w programach typu "The EllenShow"(który swoją drogą kocham<3). Potrafi dać jakiś cięty komentarz, ale to sprawiło, że zaczęłam na niego patrzeć bardziej jak na zwykłego człowieka, a nie jak na jakiś ideał zrzucony kobietom na Ziemi z niebios. Nie znaczy to, że w jakiś sposób przestałam go lubić, bo wciąż kocham go całym moim serduszkiem, a powiedziałabym nawet, że moja sympatia do niego wzrosła, bo mam takie: "Wow, on jest normalnym facetem z wadami, a mimo tego jest taki super".
Podsumowując, jeśli jesteście jedną z Cumberbitches/Cumberbabes to przeczytajcie tą książkę, jeśli nie to możecie sobie darować, a ja się już z Wami żegnam razem z puszczającym oko Benedictem <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz