czwartek, 19 stycznia 2017

RECENZJA KSIĄŻKI "MIASTO UPADŁYCH ANIOŁÓW" CASSANDRY CLARE

  Hej, dziś zapraszam Was na recenzję "Miasta Upadłych Aniołów", czyli czwartej części "Darów Anioła", która mimo, że różniła się od mojej do tej pory ulubionej części, czyli "Miasta szkła" bardzo mi się podobała.
RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY DOTYCZĄCE POPRZEDNICH TOMÓW
  Po wojnie Clary wraca do Nowego Jorku. Rozpoczyna szkolenie na Nocnego Łowcę, trwają pierwsze tygodnie jej związku z Jace'm, ale nagle on zaczyna się od niej odsuwać bez wyraźnego powodu. Simon zmaga się ze swoją wampirzą naturą. Nie może mieszkać w swoim domu, gdzie własna matka nazywa go potworem. Tymczasem w mieście dochodzi od kilku tajemniczych morderstw Nocnych Łowców.
  W tej części mamy zdecydowanie mniej walki niż w "Mieście szkła". Nie oznacza to jednak, że podczas czytania tej książki można się nudzić. Cassandra Clare w tym tomie bardzo skupia się na sferze psychicznej bohaterów. Odkrywanie najgłębszych zakamarków duszy postaci jest, jednak bardzo ciekawe i wiele rzeczy zaskakuje.  Nowością jest to, że Simon wyszedł na główny plan w tej historii, bo zazwyczaj był postacią mocno poboczną.
  W "Mieście Upadłych Aniołów" mam pewną rzecz do zarzucenia autorce. Postać, którą bardzo lubię, czyli Simon został bezpodstawnie skrzywdzony. Krzywda mu wyrządzona polega na tym, że Cassandra Clare stwierdziła, że w tej części Simon będzie się umawiał z dwoma dziewczynami naraz i żadnej o drugiej nie powie. Ja wiem, że Simon nigdy by czegoś takiego nie zrobił, więc obrażam się na autorkę za to, że częściowo zhańbiła jego imię. Dziewczyny, o których tu mowa to Maia i Isabelle. Moim zdaniem, Simon powinien być z Maią, jeśli ona mu wybaczy to, co zrobił. Ja ogólnie uwielbiam Isabelle i wolę ją niż Maię, ale uważam, że ta druga bardziej pasuje do Simona. Chcę dodać też, ze moim zdaniem, bardzo dobrym krokiem było to, żeby Simona w tej powieści było tak dużo, bo jest bardzo ciekawą postacią, którą ubóstwiam.
  Clary w tej części nie denerwowała mnie aż tak bardzo, Jace zresztą też zachowywał się przyzwoicie. Możliwe, że przez to, że są razem stali się mniej irytujący, bo mają na siebie dobry wpływ. Muszę przyznać też, że tworzą nawet uroczą parę.
  Ubolewam nad tym, że w "Mieście Upadłych Aniołów" było bardzo mało Aleca i Magnusa zwłaszcza, że teraz ich związek mógłby rozkwitać w pełnym świetle dnia. Natomiast, gdy w końcu się pojawiają to Alec zachowuje się jak dziecko, postępując tak jakby uważał, że Magnus, który jest nieśmiertelny nigdy nie był w związku i, że to właśnie Alec jest jego pierwszą i jedyną miłością.
  Za zakończenie autorce należą się brawa. Zawsze domyślałam się jakiejś większej części zakończenia czytając tą serię, a tu sprawdził się tylko jeden mały element, o którym myślałam wcześniej. Dodatkowo został wykorzystany w dużo ciekawszy i kreatywny niż taki, który narodził się w mojej głowie. Mogę się pokusić o stwierdzenie, że końcówka "Miasta Upadłych Aniołów" do tej pory jest według mnie, najlepszą w serii "Dary Anioła". Kończy się bardzo w stylu "Harry'ego Potter'a i Czary Ognia". Niby przeczytaliśmy już połowę cyklu, ale dopiero teraz zaczyna się to, co doprowadzi do ostatecznego rozwiązania.
  Czwarta część bardzo mnie zaskoczyła. Myślałam, że po tym, co działo się w trzeciej części, gdzie było mnóstwo walki tu będzie wiało nudą, ale "Miasto Upadłych Aniołów" podobało mi się tak samo jak "Miasto szkła", jeśli nie bardziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz