RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY DOTYCZĄCE POPRZEDNICH CZĘŚCI
Celaena dostała rozkaz od króla Adarlanu aby zabić rodzinę królewską Wendlyn. Widząc jednak, jak bardzo naród jest szczęśliwy mając ich jako władców postanawia nie wykonać tego zadania. W międzyczasie zostaje zabrana przez tajemniczego wojownika Fae do swojej ciotki. Dowiadujemy się, że dziewczyna jest zaginioną dziedziczką tronu Terrasenu. Teraz ma rozwijać swoje magiczne zdolności pod okiem nieprzeniknionego Rowana.
Pierwszym, co przykuło moją uwagę w tej powieści było to, że
rozdziały pisane są z trzech różnych miejsc. Jeden opisuje to, co się dzieje z
Celaeną, kolejny to, co ma miejsce w adarlańskim pałacu, a jeszcze kolejny mówi
o treningach wiedźm. Wydaje mi się, że właśnie to sprawiło, że ta część podoba
mi się bardziej niż poprzednie. Taki zabieg pozwala tak odpocząć od
poszczególnych postaci na parę stron i sprawia, że fabuła jest bardziej
urozmaicona.
Muszę przyznać, że jestem
zafascynowana wiedźmami, ich kulturą i zwyczajami. Dla mnie są one bardziej
interesujące niż Fae i chciałabym, żeby Celaena była jedną z nich.
W tych rozdziałach, gdzie najbardziej skupiamy się na
czarownicach przeszkadzało mi jednak trochę to, że większość z nich jest do
siebie bardzo podobna charakterem i to sprawiało, że się tak zlewały ze sobą.
Moim zdaniem, Rowan, czyli trener Celaeny jest dla niej po
prostu stworzony. Tworzyliby oni idealną parę. Byłby to co prawda taki bardzo
surowy związek, gdzie nie byłoby zbędnej słodyczy i przytulasów. Ta dwójka
odpowiada mi też jako para przyjaciół, ale wolałabym, żeby łączyły ich relację
romantyczne.
Jeszcze skoro jesteśmy w temacie to wspomnę o jeszcze
jednym związku, który bardzo mi się podoba. Mówię to o Dorianie i pewnej
osobie, ale nie zdradzę dokładnie o kogo chodzi. Ta relacja jest z kolei bardzo
urocza i romantyczna, ale zarazem ogromnie dojrzała.
Powiem Wam teraz o rzeczach, które nie powinny mi pasować w
"Dziedzictwie ognia", ale jakoś, dziwnym trafem, przypadły mi do
gustu. Pierwszą z nich jest to, że Celaena zbawi świat i, że tylko ona może to
zrobić. Druga to to, że raczej rzadko się zdarza, żeby zaginione księżniczki
odnajdywały się po latach i jeszcze w międzyczasie stają się najlepszymi
zabójczyniami w kraju. Tutaj się tak dzieje, ale jakoś odpowiada mi ten cały
motyw odnalezienia poszukiwanej od długiego czasu dziedziczki tronu.
Niezwykle mocno jest w tym tomie podkreślona przemiana
duchowa Celaeny w Aelin(to właśnie jest jej prawdziwe imię). Jest to bardzo
dobrze rozpisane na przestrzeni całej książki i wychodzi to tak bardzo
naturalnie. Dla mnie jest to zdecydowanie zmiana na lepsze.
W tej części dowiadujemy się wielu rzeczach, o których
wcześniej nie mieliśmy pojęcia. W połączeniu z tym, co wiedzieliśmy z
wcześniejszych części to tworzy nam to taki lekki "misz masz". Pewnie
te wszystkie elementy będą się łączyły w późniejszych częściach, co sprawi, że
ta seria będzie miała więcej wątków.
Zakończenie "Dziedzictwa ognia" było naprawdę
wstrząsające i zaskakujące. Nie spodziewałam się po autorce niektórych zagrań i
myślę, że są one genialnym wstępem dla kolejnych tomów.
Podsumowując, jak na razie trzeci tom "Szklanego
tronu" jest moim ulubionym. Mam nadzieję, że dobra passa będzie trwała
jeszcze dłużej, aż do końca tego cyklu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz