poniedziałek, 24 lipca 2017

WIEDŹMY RZĄDZĄ!/"DZIEDZICTWO OGNIA" SARAH J. MAAS

  Hej, hej, mam dla Was taką recenzję z lekkim poślizgiem, bo jestem na wyjeździe i były problemy z internetem, ale mam  nadzieję, że już się one nie powtórzą. Dobra, ale już bez zbędnych tłumaczeń, bo od trzeciego tomu "Szklanego Tronu" oczekiwałam dużo, więc zobaczcie, czy sprostał on moim wymaganiom.
RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY DOTYCZĄCE POPRZEDNICH CZĘŚCI
  Celaena dostała rozkaz od króla Adarlanu aby zabić rodzinę królewską Wendlyn. Widząc jednak, jak bardzo naród jest szczęśliwy mając ich jako władców postanawia nie wykonać tego zadania. W międzyczasie zostaje zabrana przez tajemniczego wojownika Fae do swojej ciotki. Dowiadujemy się, że dziewczyna jest zaginioną dziedziczką tronu Terrasenu. Teraz ma rozwijać swoje magiczne zdolności pod okiem nieprzeniknionego Rowana.
Pierwszym, co przykuło moją uwagę w tej powieści było to, że rozdziały pisane są z trzech różnych miejsc. Jeden opisuje to, co się dzieje z Celaeną, kolejny to, co ma miejsce w adarlańskim pałacu, a jeszcze kolejny mówi o treningach wiedźm. Wydaje mi się, że właśnie to sprawiło, że ta część podoba mi się bardziej niż poprzednie. Taki zabieg pozwala tak odpocząć od poszczególnych postaci na parę stron i sprawia, że fabuła jest bardziej urozmaicona.
  Muszę przyznać, że jestem zafascynowana wiedźmami, ich kulturą i zwyczajami. Dla mnie są one bardziej interesujące niż Fae i chciałabym, żeby Celaena była jedną z nich.
  W tych rozdziałach, gdzie najbardziej skupiamy się na czarownicach przeszkadzało mi jednak trochę to, że większość z nich jest do siebie bardzo podobna charakterem i to sprawiało, że się tak zlewały ze sobą.
  Moim zdaniem, Rowan, czyli trener Celaeny jest dla niej po prostu stworzony. Tworzyliby oni idealną parę. Byłby to co prawda taki bardzo surowy związek, gdzie nie byłoby zbędnej słodyczy i przytulasów. Ta dwójka odpowiada mi też jako para przyjaciół, ale wolałabym, żeby łączyły ich relację romantyczne.
  Jeszcze skoro jesteśmy w temacie to wspomnę o jeszcze jednym związku, który bardzo mi się podoba. Mówię to o Dorianie i pewnej osobie, ale nie zdradzę dokładnie o kogo chodzi. Ta relacja jest z kolei bardzo urocza i romantyczna, ale zarazem ogromnie dojrzała.
  Powiem Wam teraz o rzeczach, które nie powinny mi pasować w "Dziedzictwie ognia", ale jakoś, dziwnym trafem, przypadły mi do gustu. Pierwszą z nich jest to, że Celaena zbawi świat i, że tylko ona może to zrobić. Druga to to, że raczej rzadko się zdarza, żeby zaginione księżniczki odnajdywały się po latach i jeszcze w międzyczasie stają się najlepszymi zabójczyniami w kraju. Tutaj się tak dzieje, ale jakoś odpowiada mi ten cały motyw odnalezienia poszukiwanej od długiego czasu dziedziczki tronu.
  Niezwykle mocno jest w tym tomie podkreślona przemiana duchowa Celaeny w Aelin(to właśnie jest jej prawdziwe imię). Jest to bardzo dobrze rozpisane na przestrzeni całej książki i wychodzi to tak bardzo naturalnie. Dla mnie jest to zdecydowanie zmiana na lepsze.
  W tej części dowiadujemy się wielu rzeczach, o których wcześniej nie mieliśmy pojęcia. W połączeniu z tym, co wiedzieliśmy z wcześniejszych części to tworzy nam to taki lekki "misz masz". Pewnie te wszystkie elementy będą się łączyły w późniejszych częściach, co sprawi, że ta seria będzie miała więcej wątków.
  Zakończenie "Dziedzictwa ognia" było naprawdę wstrząsające i zaskakujące. Nie spodziewałam się po autorce niektórych zagrań i myślę, że są one genialnym wstępem dla kolejnych tomów.
  Podsumowując, jak na razie trzeci tom "Szklanego tronu" jest moim ulubionym. Mam nadzieję, że dobra passa będzie trwała jeszcze dłużej, aż do końca tego cyklu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz