środa, 7 grudnia 2016

RECENZJA KSIĄŻKI "KOD LEONARDA DA VINCI" DANA BROWNA

  Hej, dzisiejsza recenzja jest o pozycji, którą nazywa się książką XXI wieku. Po jej przeczytaniu czuję się zawiedziona, spodziewałam się czegoś lepszego, bo oglądałam film, a on bardzo mi się podobał, ale to nie znaczy, że odradzam sięgnięcia po dzieło Dana Browna.
  Kustosz paryskiego Luwru, Jacques Sauniere ginie w tajemniczych okolicznościach. Na miejscu zbrodni jest mnóstwo  rozmaitych symboli. Od dziwnego ułożenia ciała po narysowany krwią pentagram. Zadziwiający jest fakt, że denat wszystkie te znaki stworzył sam, chwilę przed śmiercią. Do Luwru zostaje sprowadzony znawca symboliki, Robert Langdon, by wytłumaczył funkcjonariuszom, co to wszystko może znaczyć. Okazuje się, jednak, że jego rola w prowadzonym śledztwie będzie całkiem inna. Wraz z kryptologiem, którym jest Sophie Neveu odkrywa wskazówki, które doprowadzają ich do największego spisku w historii ludzkości.
  Fabuła jest najlepszym aspektem tej książki. Bohaterowie praktycznie przez całą opowieść uciekają przed policją, a jednocześnie próbują odkryć, co chciał przekazać Jacques Sauniere. Nie jest to historia, gdzie czytelnik próbuje domyślić się kto zabił kustosza. W prologu jest zawarty moment morderstwa wraz z opisem dość charakterystycznej aparycji winnego zbrodni, który pojawia się w pierwszych rozdziałach. Narracja jest prowadzona raz z miejsca, gdzie jest główny bohater, raz z miejsca, gdzie znajduję się morderca Sylas lub biskup Aringarosa. W tej historii te dwie osoby oraz Kościół mają ogromne znaczenie. Narrator jest trzecioosobowy i wnika w myśli różnych postaci. Bohaterowie cały czas muszą rozwiązywać zagadki, które ich doprowadzą do następnej zagadki itd. Autor musiał bardzo wnikliwie przygotować się do napisania tego dzieła i ilość informacji, która została tu zawarta jest ogromna, więc za to należą się oklaski. Często też serwuje nam rozwiązania, których kompletnie się nie spodziewamy.
  Bohaterowie moim zdaniem, niezbyt wyszli Danowi Brownowi. Prawdopodobnie skupił się bardziej na tym, by wszystko trzymało się spójnej całości, na czym ucierpiała kreacja postaci. One są tak naprawdę tłem głównej historii. Przez dużą część książki są nijacy, dopiero później nabierają kolorów.
 Tu będzie MINI SPOILER, który nie ma dużego w wpływu na fabułę, ale ostrzegam, żeby nie było, że daję spoilery. Ta relacja między głównymi postaciami... Gdy przeczytałam zakończenie i zostało oficjalnie ogłoszone, że oni są w sobie zakochani to załamałam ręce. Przez całą książkę oni nie robili nic, co by mogło wskazywać na to, jakiego charakteru są ich uczucia. Najbardziej romantyczną sceną był moment, gdy Sophie siedziała w samochodzie na miejscu pasażera, a Robert na miejscu kierowcy i musiał on przechylić się przez kolana Sophie, by mówić do domofonu, który był z prawej strony auta. Ja rozumiem, że na pierwszy plan wychodziło odkrywanie kłamstwa, które przetrwało wieki, ale jest wiele książkowych par, które mimo sytuacji kryzysowych okazują sobie uczucia. Uważam, że wątek miłosny wciskany na siłę był zupełnie niepotrzebny.
  W pewnym momencie do naszej pary dołącza Teabing, czyli nadworny historyk królowej Wielkiek Brytanii. Nasze trio się składa z światowej sławy specjalisty od symboliki, kryptologa oraz wielkiego znawcy historii. Na rozwiązania niektórych zagadek wpadałam szybciej niż oni. Był fragment, gdzie bohaterowie trafili na tekst, którego nie potrafili odczytać. Przez 1,5 strony kombinowali, co to jest za język. Ja na to raz spojrzałam i od razu odkryłam, że to jest taki, tekst, który odczytać można podchodząc do lustra. Coś tu jest nie tak, że ja na to wpadłam od razu, a oni nad tym tyle główkowali.
  Mimo wszystko lubię postać Teabinga. Jest z nich wszystkich najbardziej żywiołowy, trochę rozkapryszony i nadęty, ale to sprawia, że jest bardzo charakterny, więc go lubię. Jest jeszcze Sylas. Sylas jest tak genialny, zdecydowanie jest najbardziej rozwinięty ze wszystkich bohaterów. Pojawia się tu opis jego historii, która  wyjaśnia motywy wszystkich jego działań. Jest on albinosem i to doskonale do niego pasuje.
  Do tej książki trzeba podejść z dystansem. Na jednej z pierwszych stron jest tekst, który mówi o tym, że opisy wszystkich dzieł sztuki, obiektów architektonicznych, dokumentów oraz tajnych rytuałów są zgodne z rzeczywistością. Ta historia jest kontrowersyjna. Porusza czuły punkt niektórych osób, jakim jest religia. Moim zdaniem, do tej pozycji trzeba podejść z nastawieniem, że jest to fikcja literacka, bo dzięki temu nasze poglądy nie przysłonią nam ogromu pracy jaką Dan Brown włożył w tą historię. Jest tu genialna teoria spiskowa na temat fundamentów naszej kultury. Nie należy karcić autora za to, że ją opisał. Nikt nie karze wierzyć w rozmaite teorie na temat historii. Punkt widzenia, jaki przedstawia autor jest bardzo ciekawy i sprawił, że dziedziny takie jak symbolika i kryptologia bardzo mnie zainteresowały. Ta powieść ma pewne wady, ale moim zdaniem, wciąga i warto ją przeczytać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz