RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY DOTYCZĄCE POZOSTAŁYCH TOMÓW
Setka zesłańców już nie jest jedynymi ludźmi z kosmosu na Ziemi. Na planetę przyleciały lądowniki z osobami, które uratowały się z Kolonii. Niestety, jest wśród nich również wicekanclerz Rhodes. Przejmuje on panowanie nad społeczeństwem, a Bellamy jest w wielkim niebezpieczeństwie, ponieważ przez niego kanclerz Jaha został postrzelony. To sprawia, że Rhodes wydaje na niego wyrok śmierci.
W tej książce nic się nie dzieje. Jedynie początek, który opisuje ewakuację ludzi z lądowników jest ciekawy. Ta opowieść skupia się głównie na ratowaniu Bellamy'ego, a go nie darzę wielkim uczuciem, więc mi jest obojętne, co się z nim stanie. Poza tym w "Powrocie na Ziemię" jest mnóstwo błędów logicznych. Nasza planeta jest ogromna, a ewakuacja ze stacji kosmicznej przebiegała bardzo szybko i wątpię, żeby zastanawiali się wtedy, gdzie mają wylądować, bo najważniejsze było samo dostanie się na Ziemię. Tymczasem, jakże dziwnym zrządzeniem losu, lądują akurat kilka kilometrów od obozu setki.
Z postaciami jest tutaj nawet dobrze. Glass w tej części zrobiła coś, czego nigdy bym się po niej nie spodziewała i zasłużyła tym na mój szacunek.
Bellamy postępuje w tej książce strasznie nielogicznie. Moim zdaniem, zamiast uciekać do obozu Ziemian powinien odejść w całkiem innym kierunku. Wtedy ludzie Rhodes'a na pewno, by go nie znaleźli. Oprócz tego nie rozumiem też tej akcji, że Luke musi oddalić się od obozu. To znaczy rozumiem, że bohaterowie myślą, że jak nie będzie Luke'a to Bellamy nie umrze, ale czy sam brak Bellamy'ego w obozie, by nie wystarczył?
Autorka postanawia w ostatnim tomie wprowadzić dramatyzm i to jej nie wychodzi. Jest on strasznie wymuszony, nie wywołuje w czytelniku żadnych emocji.
Zakończenie w ogóle nie zaskakuje, za całe zło odpowiada osoba, która była podejrzewana już od końca drugiego tomu. To też jest dziwne, że bohaterowie nic z nią nie zrobili. Poszli tylko do Rhodes'a, by podzielić się z nim swoimi przypuszczeniami, a jak on powiedział, że nie mają sensu to znaczy, że nie należy nic zrobić z tym człowiekiem i zostawić go w spokoju. Brawo za logikę i słuchanie się czarnego charakteru tej książki.
To już koniec serii "Misja 100". Cieszę się, że ją skończyłam i mogę zacząć czytać inne książki. Zdecydowanie nie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz