Hej, dziś mam dla Was wpis na temat książki, o której słyszałam wiele dobrego, ale tak, przyznaję się bez bicia, że jej piękna okładka też miała swoją rolę w przekonaniu mnie do przeczytania tej powieści. Już nie przedłużając, zapraszam na recenzję "Osobliwych i cudownych przypadków Avy Lavender"!
W rodzinie Avy od pokoleń dochodziło do dziwnych przypadków. Jej przodkowie często byli dość osobliwi jednak mimo dziwnych losów tej familii dziewczyna i tak zaskakuje wszystkich, gdy rodzi się ze skrzydłami. Nie ma żadnych magicznych zdolności, nawet nie potrafi latać. Z tego względu przez lata nie wychodziła z domu, lecz gdy poznała swoją przyjaciółkę Cardigan wyszła do ludzi. Niestety, czyha na nią niebezpieczeństwo w postaci Nathaniela Sorrowsa, który uważa, że jest ona aniołem.
Pierwszym, co przykuło moją uwagę było to, jak doskonale Leslye Walton potrafi oddać klimat miejsca, w którym dzieje się akcja. Na początkowych stronach fabuła rozgrywa się w Nowym Jorku i czujemy jakbyśmy faktycznie tam byli razem z bohaterami.
Tym jednak, co najbardziej mnie zachwyciło było oddanie mentalności małomiasteczkowej. Ja sama jestem z małej miejscowości i wiem, jak to wszytko wygląda w obecnych czasach, a przecież dawniej ludzie byli jeszcze bardziej tacy ograniczeni i każdy chciał znać wszystkie plotki.
W ogóle, zapomniałam wspomnieć, że na początku poznajemy pradziadków Avy, a dopiero później stopniowo dochodzimy do tytułowej bohaterki i ten wątek bardzo mi się podobał. Ja ogólnie lubię tak od czasu do czasu przeczytać coś w stylu sagi rodzinnej, gdzie są przedstawione losy kliku pokoleń.
Moim zdaniem, postać Avy była dość słabo rozpisana, nie była ona tak wyrazista, jak inne kobiety z jej rodziny. To mnie ogromnie dziwi, ponieważ autorka nawet takim przypadkowym bohaterom z tego miasteczka, gdzie dzieje się większość akcji potrafiła nadać jakieś cechy wyróżniające je wśród innych, a z główną bohaterką jej coś nie wyszło.
Jedynym, co tak bardziej wybiło mi się w tej bezbarwności Avy było to, co zrobiła na końcu. Mianowicie, zachowała się jak ostatnia idiotka. Nie będę mówić, o co mi chodzi, żeby nie spoilerować. Ja po prostu w tamtym momencie załamałam ręce.
Chociaż w sumie ta dziewczyna może to mieć po swojej mamie, która też do najbardziej rozsądnych nie należała. Otóż, musicie wiedzieć, że ta kobieta bardzo lekko podchodziła do seksu. Czasami wręcz się zastanawiałam: "Czy coś mnie ominęło? Przecież oni w poprzednim zdaniu jeszcze się kłócili."
Dobra, ale koniec narzekania na postacie, bo tu do akcji wkracza Nathaniel Sorrows. Ja lubię takich psychopatów jak on, są oni niesamowicie intrygujący i po prostu uwielbiam o nich czytać. Gdy już miałam odkładać książkę pod koniec rozdziału i robić coś innego, ale zobaczyłam, że zaraz będzie fragment z jego przemyśleniami, to choćby się waliło i paliło, musiałam go od razu przeczytać.
Wydaje mi się, że "Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender" to pozycja, w której każdy znajdzie coś dla siebie. Jest tu coś dla fanów fantastyki i dla tych, którzy wolą obyczajówki, które opisują magię codzienności. Mimo, że zwykle takie zwykłe życie w książkach to nie jest mój klimat to tutaj to działa, czuć tą niezwykłość codzienności i mi to bardzo odpowiadało. Są też takie straszne fragmenty, jakby żywcem wyjęte z jakiegoś thrillera, czy horroru i one chyba mnie najbardziej zainteresowały, ale cała książka jest bardzo wciągająca, więc serdecznie ją Wam polecam.
Słuchajcie, jeszcze tak z innej beczki powiem, że moja kolekcja FUNKO POP się powiększyła o 2 figurki. Pierwszą jest Luna, na którą polowałam już od dłuższego czasu, bo to moja ulubiona postać z HP, więc nie mogło jej zabraknąć. Wydaje mi się, że na zdjęciach wyglądała trochę lepiej, ale na półce też się dobrze prezentuje, jeśli ma się ją na wysokości oczu, bo inaczej wygląda jakby nie miała włosów.
Następny jest Sherlock, bo serial "Sherlock" to moje życie i odkrycie tych wakacji. Ogólnie, Sherlock to mój serialowy mąż mimo, że on uważa, że miłość jest bez sensu, ale i tak go kocham. Z kolei ta figurka lepiej wygląda w rzeczywistości niż na zdjęciach. Prezentuje się tak bardziej łagodnie. Teraz tylko mam problem, bo wszystkie pozostałe figurki mam z HP albo "Fantastycznych zwierząt i jak je znaleźć" i Sherlock jest taki samotny i kusi mnie, żeby dokupić do niego Irene Adler, bo moim zdaniem, oni do siebie niesamowicie do siebie pasują i powinni być parą.
Bardzo ciekawie się zapowiada i mam nadzieję po nią sięgnąć w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Justforthedream11.blogspot.com
Zachęcam i pozdrawiam :*
UsuńChciałam tę książkę tylko ze względu na okładkę, ale po twojej recenzji przemyślę mocno jej zakup :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Karolina z lubieczytacrano.blogspot.com/
Mam nadzieję, że postanowisz ją kupić ;)
UsuńPozdrawiam cieplutko <3
Własnie Nathaniel jest jedynym ciekawym punktem w książce, która mnie mocno znudziła. Właściwie niczego innego ciekawego w niej nie znalazłam, wiec i całość oceniam jako mocno średnią.
OdpowiedzUsuńA mi całość się naprawdę spodobała, chociaż nie jest to wybitna książka ;)
UsuńPozdrawiam serdecznie :)