wtorek, 21 marca 2017

SZKOŁA I LEKTURY/ŚWIAT WEDŁUG KSIĄŻKOHOLICZKI

  Hej, dziś zapraszam Was na drugi post z serii "Świat według książkoholiczki", w którym będę się wypowiadać na temat tego, jaki szkoła ma wpływ na uczniów, jeśli chodzi o czytanie. Także dziś będziemy troszkę marudzić.
  Gdy mówi się o szkole i książkach to pierwsze na myśl przychodzą lektury. Jedne lepsze, drugie gorsze.
  W podstawówce są to raczej takie miłe książki dla dzieci, pamiętam, że ja niektóre uważałam nawet za zbyt infantylne. Później się zaczynają "prawdziwe" lektury i to dopiero one zaczynają uprzykrzać nam życie, ponieważ robią się też dłuższe i napisane cięższym językiem.
  Lektury spędzają sen z powiek zarówno książkoholikom, jak i innym uczniom, bo jeśli książka jest nudna to to, że lubimy czytać nic nie pomoże. Wiadomo, w kanonie lektur są też dobre powieści, ale skupię się na tych mniej interesujących.
  Rozumiem, że są pozycje, które po prostu wypada przeczytać, ale choć jedna lektura na rok mogłaby być "mniej ambitna" i byłoby większe prawdopodobieństwo, że się przyjmie wśród uczniów. Innym zadaniem lektur jest też to, by zachęcać do czytania. Dla mnie szkoły robią coś kompletnie odwrotnego dając do zapoznania takie, a nie inne powieści młodzieży. Jeśli u kogoś w domu się nie czyta to raczej są małe szanse, że "Krzyżacy", czy "Pan Tadeusz" przekona go do odkrycia innych książek, a na przykład w przypadku "Igrzysk Śmierci" te szanse by wzrosły.
  U mnie w szkole jest jeszcze pewne, ciekawe zjawisko związane z książkami. Mam tu na myśli "lekcje biblioteczne". Nie wiem, czy w innych szkołach występuje coś takiego, możecie mi napisać. Takie zajęcia odbywają się wtedy, gdy nie ma danego nauczyciela i brakuje kogoś na zastępstwo. Gdy pierwszy raz usłyszałam, że będziemy mieć taką lekcję pomyślałam: "Super, będziemy rozmawiać o ciekawych książkach". Niestety, myliłam się.
  Na pierwszych takich zajęciach omawialiśmy części książki i bynajmniej nie chodzi mi o rzeczy typu epilog, czy prolog. Mówiliśmy o tym, że książka ma okładkę, wklejkę itp. Dzięki temu wiem, że jakaś część książki nazywa się kapitałka tylko po, co potrzebna mi ta informacja? Zamiast wykorzystać tą godzinę, by porozmawiać o powieściach, które są wciągające i można je przeczytać dla przyjemności(jeśli uznajemy, że kanonu lektur nie da się zmienić i nie mogą być w nim luźniejsze książki) to stwierdzono, że lepiej nas uczyć zupełnie niepotrzebnej wiedzy i mówić o książkach w najbardziej nudny sposób, jakim się da. To także odciąga od czytania.
  Ostatnio skończyłam "Krzyżaków" i właśnie oni mnie zainspirowali do takiego posta. Nie uważam ich za złą powieść, ale też mnie nie zachwycili. Są mi zwyczajnie obojętni, ale zacznę od początku.     Przeczytanie tej pozycji wzięłam sobie za punkt honoru i traktowałam ją jako osobistą walkę z Sienkiewiczem. Przeszłam przez 30 stron, załamałam się. Ta część książki była jak dźwiganie stutonowego kamienia. Nie byłam jeszcze przyzwyczajona do tego języka poza tym, akcja nie była jakaś fascynująca. Pomyślałam już: "Nie, obejrzę film". Nie miałam jednak, czego czytać, więc stwierdziłam, że dopóki nie przyjdą mi książki to będę zapoznawać się z "Krzyżakami" i przebrnęłam przez kolejne 520 stron i powiem Wam, że jestem z siebie dumna.
  Już zapoznaliście się z moją historią życia, ale jeszcze mam Wam coś do powiedzenia. Tak, wiem, że to jest już chyba najdłuższy post w historii. Dla mnie kanon lektur powinien być zmieniony nie tylko pod względem dopasowania do wieku(na to chyba nie mam, co liczyć), ale powinny być tam książki, które wpłynęły jakoś na świat literatury. "Krzyżacy" są w kanonie, ponieważ byli napisani w czasie, gdy Polski nie było, "ku pokrzepieniu serc" itd. Moim zdaniem, powieść powinna być ponadczasowa i następne pokolenia nie powinny się z nią zapoznawać, dlatego, że powstała w takim, a nie innym czasie. Książka powinna się bronić treścią i tym, że zawsze będzie aktualna.
  To sobie ponarzekaliśmy, Jeśli chcecie, żebym napisała tradycyjną, porządniejszą recenzję "Krzyżaków" to piszcie, jeśli będzie odzew to takie coś powstanie.

3 komentarze:

  1. Wydaje mi się, że ludzie zapominają o pewnej, podstawowej sprawie. Szkoła ma uczyć, a nie zachęcać do czegokolwiek. W dzisiejszych czasach wymaga się od systemu edukacji czegoś, do czego nie jest on przeznaczony. Nauczyciele mają przekazać nam konkretne informacje. To nie zależy od nich, ani tym bardziej od nas.
    Tak samo jest z lekturami szkolnymi. Nie mają one nas zaciekawić. Trzeba to potraktować jako zadanie domowe. Kilkanaście zadań z matematyki, to taka sama praca domowa jak 500 stron "Krzyżaków" i trzeba to zaakceptować.
    Lektury mają być wprowadzeniem do danej epoki literackiej, czy twórczości pisarza. Czytamy je po to, żeby się czegoś nauczyć. Trzeba też podkreślić, że samo przeczytanie lektury nic nie da. Musimy skupić się także na genezie utworu, problematyce i tak dalej, i tak dalej
    Po za tym wydaje mi się, że na języku polskim powinniśmy skupić się przede wszystkim właśnie na języku POLSKIM. Jego gramatyce, historii, kulturze. A literatura jest jego nieodłączną częścią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacznę od tego, że każdy ma prawo ponarzekać, co ja w tym poście zrobiłam. Zdaję sobie sprawę z podstawowej roli, jaką mają odgrywać lektury, ale szkoła jest doskonałym miejscem, by propagować czytelnictwo, ponieważ każdy do niej chodził i jesteśmy wtedy w takim wieku, że można nas jeszcze "formować". Poza tym, powiedziałam w tym poście, że można dodać do kanonu parę przyjemniejszych tytułów, by zachęcać do czytania, ale nie trzeba usuwać tych "tradycyjnych".
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Ja przyznam się, że będąc w klasie językowej nie czytałam zbyt wielu książek, bo byłam zniechęcona tym, że nas do tego zmuszają. Wolę przeczytać książkę z własnej inicjatywy niż coś na siłę :D

    Mam nadzieję, że wpadniesz również do mnie!
    spiked-soul.blogspot.com

    Elwira Charmuszko

    OdpowiedzUsuń