czwartek, 30 marca 2017

RECENZJA KSIĄŻKI "PAN MERCEDES" STEPHENA KINGA

  Hej, witam Was w dzisiejszej recenzji. Postów tego typu nie było od pewnego czasu, ale wracamy już do tej "tradycyjnej" formy. Nie miałam w planach czytać "Pana Mercedesa", w sumie to postanowiłam zapoznać się z tą książką, ponieważ nic innego nie miałam do czytania. Nie sądziłam, że do mojego ponownego spotkania z Kingiem dojdzie tak szybko, co sobie obiecałam po przeczytaniu "Zielonej mili", która jest obecnie moją ulubioną powieścią jednotomową. Jak wypada przy niej "Pan Mercedes'?
  Kilka miesięcy temu doszło do bestialskiej zbrodni. Szary mercedes wjechał w tłum bezrobotnych, czekających, by odbyć rozmowę o pracę i poprawić swoją sytuację życiową. Sprawcy do tej pory nie złapano. Bill Hodges, który jest emerytowanym policjantem dostaje list od Pana Mercedesa. Pisze on w nim, że już nie czuje potrzeby zabijania, ale Bill czuje, że to nie koniec przestępstw tego człowieka i jeśli Pan Mercedes znów poczuje żądzę zabijania to zginie o wiele więcej osób.
  W tej powieści nie ma zbyt wiele akcji. To wszystko odbywa się bardziej na podstawie odkrywania kolejnych poszlak, które prowadzą do Pana Mercedesa. Czytelnik z kolei wie o tym od samego początku, bo jeden rozdział opowiada o Billu, a drugi o Brady'm Hartsfieldzie, czyli o tym właśnie zabójcy. Ta książka jest wciągająca, ale to chyba nie jest mój typ historii.
  Moim zdaniem, Stephen King nie zbudował w "Panu Mercedesie" należytego napięcia. Jest to pomieszane z bardziej spokojnymi scenami, jakimiś żarcikami, jeszcze w międzyczasie pojawia się wątek romantyczny. To jakoś mi się gryzie. W "Zielonej mili" też nie było ciągle poważnie, ale tam jakoś ciągle czułam takie zaniepokojenie i gdyby występowało ono również tutaj to ta historia byłaby o wiele lepsza.
  Utwierdziłam się jednak tą książką w przekonaniu, że Stephen King genialnie kreuje postacie. Tutaj tak samo jak w "Zielonej Mili" są one niesamowicie wielowymiarowe, takie z krwi i kości. I mam tu na myśli nawet tak mało ważnych bohaterów, jak kobieta, z którą jest tylko jedna scena i nawet nie pamiętam, jak się nazywa.
  Brady Hartsfield to jest po prostu najlepszy aspekt tej powieści. Warto zaznaczyć, że jest on chory psychicznie i King potrafił wspaniale to nakreślić. Momenty z Brady'm w roli głównej to te, w których czułam nawet dość spore napięcie. Poza tym, to jak on jest fascynujący w przerażający sposób jest niewiarygodne. To jest ten rodzaj fascynacji, jaki się czuje do swoich ulubionych czarnych charakterów.
  To była moja pierwsza styczność ze swego rodzaju kryminałem i uważam, że mogę przeczytać od czasu do czasu powieści tego typu, ale nie jest to mój ulubiony gatunek. Jeszcze zapoznam się z "Behawiorystą" Remigiusza Mroza i wtedy zobaczę, czy się utwierdzę w obecnym przekonaniu, czy nie.
  Odpowiem na pytanie, które zadałam na początku. "Pan Mercedes" nie umywa się do "Zielonej mili". Potwierdza to fakt, że do tej pierwszej książki raczej nie wrócę, a do tej drugiej myślę, że jeszcze wielokrotnie powrócę. Myślę jednak, że jeśli lubicie takie klimaty to możecie się zapoznać z "Panem Mercedesem".
 

4 komentarze:

  1. Kinga przeczytałam na razie tylko "Pana Mercedesa". Nie porwał mnie. Był dla mnie schematyczny, jednak język jakim operuje King sporo wynagradza:)
    Pozdrawiam:D
    http://krainamola.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że się powtarzam, ale w takim razie serdecznie Ci polecam "Zieloną milę". Jest wspaniała!
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Jestem wielką fanką Brady'ego. Ten człowiek tak bardzo mnie intrygował. Poza tym doceniam tempo akcji, dla mnie nie jest zbyt powolna, idealna do dobrego wykreowania wydarzeń i bohaterów. Lubię też klimacik książki, wprost z dobrego, amerykańskiego filmu detektywistycznego. :)
    Również uwielbiam "Zieloną Milę".
    Pozdrawiam!
    http://sunny-snowflake.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń