czwartek, 30 marca 2017

RECENZJA KSIĄŻKI "PAN MERCEDES" STEPHENA KINGA

  Hej, witam Was w dzisiejszej recenzji. Postów tego typu nie było od pewnego czasu, ale wracamy już do tej "tradycyjnej" formy. Nie miałam w planach czytać "Pana Mercedesa", w sumie to postanowiłam zapoznać się z tą książką, ponieważ nic innego nie miałam do czytania. Nie sądziłam, że do mojego ponownego spotkania z Kingiem dojdzie tak szybko, co sobie obiecałam po przeczytaniu "Zielonej mili", która jest obecnie moją ulubioną powieścią jednotomową. Jak wypada przy niej "Pan Mercedes'?
  Kilka miesięcy temu doszło do bestialskiej zbrodni. Szary mercedes wjechał w tłum bezrobotnych, czekających, by odbyć rozmowę o pracę i poprawić swoją sytuację życiową. Sprawcy do tej pory nie złapano. Bill Hodges, który jest emerytowanym policjantem dostaje list od Pana Mercedesa. Pisze on w nim, że już nie czuje potrzeby zabijania, ale Bill czuje, że to nie koniec przestępstw tego człowieka i jeśli Pan Mercedes znów poczuje żądzę zabijania to zginie o wiele więcej osób.
  W tej powieści nie ma zbyt wiele akcji. To wszystko odbywa się bardziej na podstawie odkrywania kolejnych poszlak, które prowadzą do Pana Mercedesa. Czytelnik z kolei wie o tym od samego początku, bo jeden rozdział opowiada o Billu, a drugi o Brady'm Hartsfieldzie, czyli o tym właśnie zabójcy. Ta książka jest wciągająca, ale to chyba nie jest mój typ historii.
  Moim zdaniem, Stephen King nie zbudował w "Panu Mercedesie" należytego napięcia. Jest to pomieszane z bardziej spokojnymi scenami, jakimiś żarcikami, jeszcze w międzyczasie pojawia się wątek romantyczny. To jakoś mi się gryzie. W "Zielonej mili" też nie było ciągle poważnie, ale tam jakoś ciągle czułam takie zaniepokojenie i gdyby występowało ono również tutaj to ta historia byłaby o wiele lepsza.
  Utwierdziłam się jednak tą książką w przekonaniu, że Stephen King genialnie kreuje postacie. Tutaj tak samo jak w "Zielonej Mili" są one niesamowicie wielowymiarowe, takie z krwi i kości. I mam tu na myśli nawet tak mało ważnych bohaterów, jak kobieta, z którą jest tylko jedna scena i nawet nie pamiętam, jak się nazywa.
  Brady Hartsfield to jest po prostu najlepszy aspekt tej powieści. Warto zaznaczyć, że jest on chory psychicznie i King potrafił wspaniale to nakreślić. Momenty z Brady'm w roli głównej to te, w których czułam nawet dość spore napięcie. Poza tym, to jak on jest fascynujący w przerażający sposób jest niewiarygodne. To jest ten rodzaj fascynacji, jaki się czuje do swoich ulubionych czarnych charakterów.
  To była moja pierwsza styczność ze swego rodzaju kryminałem i uważam, że mogę przeczytać od czasu do czasu powieści tego typu, ale nie jest to mój ulubiony gatunek. Jeszcze zapoznam się z "Behawiorystą" Remigiusza Mroza i wtedy zobaczę, czy się utwierdzę w obecnym przekonaniu, czy nie.
  Odpowiem na pytanie, które zadałam na początku. "Pan Mercedes" nie umywa się do "Zielonej mili". Potwierdza to fakt, że do tej pierwszej książki raczej nie wrócę, a do tej drugiej myślę, że jeszcze wielokrotnie powrócę. Myślę jednak, że jeśli lubicie takie klimaty to możecie się zapoznać z "Panem Mercedesem".
 

sobota, 25 marca 2017

SŁÓW KILKA O KSIĄŻECZKACH J.K. ROWLING

  Hej, witam Was serdecznie i zapraszam do zapoznania się z moją opinią na temat "Baśni Barda Beedle'a" , "Quidditcha przez wieki" oraz "Fantastycznych zwierząt i jak je znaleźć".
  Na te książki polowałam już od dawna w starym wydaniu, ale nigdzie ich nie było. Teraz jednak  myślę, że to dobrze, że nie udało mi się ich kupić, bo nowe okładki są o niebo lepsze i jestem w nich po prostu zakochana. Poza tym, w środku mamy ilustracje i ja nie ekscytuję się bardzo rysunkami w książkach, a te które występowały w tych pozycjach nie były dla mnie jakieś przepiękne, ale wiadomo, zawsze dodają one pewnego klimatu i odczuć wizualnych. Też na plus działa to, że były używane w bardzo kreatywny sposób.
  Grzbiety też cudownie się prezentują i gdy postawi się te książki obok siebie to wspaniale do siebie pasują i wygląda to niesamowicie.
  Wrócę jednak do treści. Z tych wszystkich książek najbardziej mnie zainteresował "Quidditch przez wieki", czego się nie spodziewałam, bo to jest taka niby "naukowa" książka. Ja jednak od zawsze kochałam quidditcha, uwielbiałam czytać opisy meczów w "Harrym Potterze" i po prostu ten sport jest genialny.
  Zdziwiło mnie to, że "Baśnie Barda Beedle'a" nie wywarły na mnie jakiegoś większego wrażenia, co nie zmienia faktu, że jest to dość oryginalna pozycja. Ogólnie, przeczytanie historii o trzech braciach w takim formacie było ciekawym przeżyciem, ale reszta bajek nie zachwyciła mnie.
  W kwestii "Fantastycznych zwierząt i jak je znaleźć" mogę się przyczepić do tego, że według mnie, lepiej by było gdyby każde magiczne zwierzę miało swoją własną stronę z ilustracją.
  Te książki mają dość specyficzną formę, trzeba się do niej przyzwyczaić. Moim zdaniem, można kupić te pozycje, by dopełnić nimi swoją kolekcję książek o Harrym. Można też poznać dzięki nim jeszcze głębsze zakamarki świata czarodziejów, który jest niesamowicie rozległy i jeszcze się nie spotkałam się u innych autorów z aż tak szczegółowo opisanym i wykreowanym światem, jak u J.K. Rowling.
Przy robieniu zdjęć okładkom inspirowałam się instagramem Klaudii, na którego serdecznie Was zapraszam!

wtorek, 21 marca 2017

SZKOŁA I LEKTURY/ŚWIAT WEDŁUG KSIĄŻKOHOLICZKI

  Hej, dziś zapraszam Was na drugi post z serii "Świat według książkoholiczki", w którym będę się wypowiadać na temat tego, jaki szkoła ma wpływ na uczniów, jeśli chodzi o czytanie. Także dziś będziemy troszkę marudzić.
  Gdy mówi się o szkole i książkach to pierwsze na myśl przychodzą lektury. Jedne lepsze, drugie gorsze.
  W podstawówce są to raczej takie miłe książki dla dzieci, pamiętam, że ja niektóre uważałam nawet za zbyt infantylne. Później się zaczynają "prawdziwe" lektury i to dopiero one zaczynają uprzykrzać nam życie, ponieważ robią się też dłuższe i napisane cięższym językiem.
  Lektury spędzają sen z powiek zarówno książkoholikom, jak i innym uczniom, bo jeśli książka jest nudna to to, że lubimy czytać nic nie pomoże. Wiadomo, w kanonie lektur są też dobre powieści, ale skupię się na tych mniej interesujących.
  Rozumiem, że są pozycje, które po prostu wypada przeczytać, ale choć jedna lektura na rok mogłaby być "mniej ambitna" i byłoby większe prawdopodobieństwo, że się przyjmie wśród uczniów. Innym zadaniem lektur jest też to, by zachęcać do czytania. Dla mnie szkoły robią coś kompletnie odwrotnego dając do zapoznania takie, a nie inne powieści młodzieży. Jeśli u kogoś w domu się nie czyta to raczej są małe szanse, że "Krzyżacy", czy "Pan Tadeusz" przekona go do odkrycia innych książek, a na przykład w przypadku "Igrzysk Śmierci" te szanse by wzrosły.
  U mnie w szkole jest jeszcze pewne, ciekawe zjawisko związane z książkami. Mam tu na myśli "lekcje biblioteczne". Nie wiem, czy w innych szkołach występuje coś takiego, możecie mi napisać. Takie zajęcia odbywają się wtedy, gdy nie ma danego nauczyciela i brakuje kogoś na zastępstwo. Gdy pierwszy raz usłyszałam, że będziemy mieć taką lekcję pomyślałam: "Super, będziemy rozmawiać o ciekawych książkach". Niestety, myliłam się.
  Na pierwszych takich zajęciach omawialiśmy części książki i bynajmniej nie chodzi mi o rzeczy typu epilog, czy prolog. Mówiliśmy o tym, że książka ma okładkę, wklejkę itp. Dzięki temu wiem, że jakaś część książki nazywa się kapitałka tylko po, co potrzebna mi ta informacja? Zamiast wykorzystać tą godzinę, by porozmawiać o powieściach, które są wciągające i można je przeczytać dla przyjemności(jeśli uznajemy, że kanonu lektur nie da się zmienić i nie mogą być w nim luźniejsze książki) to stwierdzono, że lepiej nas uczyć zupełnie niepotrzebnej wiedzy i mówić o książkach w najbardziej nudny sposób, jakim się da. To także odciąga od czytania.
  Ostatnio skończyłam "Krzyżaków" i właśnie oni mnie zainspirowali do takiego posta. Nie uważam ich za złą powieść, ale też mnie nie zachwycili. Są mi zwyczajnie obojętni, ale zacznę od początku.     Przeczytanie tej pozycji wzięłam sobie za punkt honoru i traktowałam ją jako osobistą walkę z Sienkiewiczem. Przeszłam przez 30 stron, załamałam się. Ta część książki była jak dźwiganie stutonowego kamienia. Nie byłam jeszcze przyzwyczajona do tego języka poza tym, akcja nie była jakaś fascynująca. Pomyślałam już: "Nie, obejrzę film". Nie miałam jednak, czego czytać, więc stwierdziłam, że dopóki nie przyjdą mi książki to będę zapoznawać się z "Krzyżakami" i przebrnęłam przez kolejne 520 stron i powiem Wam, że jestem z siebie dumna.
  Już zapoznaliście się z moją historią życia, ale jeszcze mam Wam coś do powiedzenia. Tak, wiem, że to jest już chyba najdłuższy post w historii. Dla mnie kanon lektur powinien być zmieniony nie tylko pod względem dopasowania do wieku(na to chyba nie mam, co liczyć), ale powinny być tam książki, które wpłynęły jakoś na świat literatury. "Krzyżacy" są w kanonie, ponieważ byli napisani w czasie, gdy Polski nie było, "ku pokrzepieniu serc" itd. Moim zdaniem, powieść powinna być ponadczasowa i następne pokolenia nie powinny się z nią zapoznawać, dlatego, że powstała w takim, a nie innym czasie. Książka powinna się bronić treścią i tym, że zawsze będzie aktualna.
  To sobie ponarzekaliśmy, Jeśli chcecie, żebym napisała tradycyjną, porządniejszą recenzję "Krzyżaków" to piszcie, jeśli będzie odzew to takie coś powstanie.

sobota, 18 marca 2017

UNPOPULAR OPINIONS BOOK TAG

  Hej, dziś przychodzę do Was z tagiem, w którym moje odpowiedzi pewnie nie wszystkim się spodobają. No cóż, takie jest życie. Tymczasem zapraszam na Unpopular Opinions Book Tag.
1. Popularne serie książkowe, które nie przypadły Tobie do gustu.
  Jest kilka takich serii. Teraz do głowy przychodzi mi "Władca Pierścieni"(proszę, nie bijcie), "Czerwona Królowa" i "Piąta fala".
2. Popularne serie książkowe, które lubisz, a inni nie.
  Mogę tu chyba wymienić serię "Selekcja", bo mam wrażenie, że nie zbiera ona dużo pozytywnych opinii, a mi się całkiem podobała. Trylogia "Niezgodna" jest krytykowana od góry do dołu, a dla mnie nie jest aż tak zła, a pierwsza część bardzo mnie wciągnęła.
3. Miłosny trójkąt, w którym nie podobało się Tobie kto z kim skończył.
  Ja mam chyba jakieś specjalne moce, bo jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby główny bohater/bohaterka wybrał kogoś innego niż ja chciałam.
4. Popularny gatunek, po który rzadko sięgasz.
  Jest mnóstwo takich gatunków, między innymi kryminały i klasyki. Zamierzam jednak to zmienić i zacząć czytać takie książki.
5. Popularny bohater, którego nie lubisz.
  Nie mogę powiedzieć o tej postaci, że jej nie lubię, ale darzę ją odmiennym uczuciem niż większość osób. Mówię tu o Jasie z "Darów Anioła". Nie myślcie, że go nienawidzę, bo darzę go dość sporą sympatią, jego teksty bardzo mi odpowiadają, ale inne czytelniczki raczej uważają go za ideał mężczyzny i tu nasze poglądy na temat jego się rozmijają. Nie uważam Jace'a za perfekcyjnego w każdym calu, zdecydowanie nie jest moim książkowym mężem i po prostu nie.
6. Popularny autor, za którym nie przepadasz.
  Nie wiem, jak odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ na półce mam bardzo mało książek pochodzących od tego samego autora i nie chcę nikogo oceniać po jednej książce lub serii.
7. Popularne wątki literackie, które są według ciebie nudne.
  Jedyne, co mi teraz przychodzi do głowy to trójkąty miłosne.
8. Popularne serie, których nie chcesz czytać.
  Nie zamierzam czytać "Hobbita" po mojej przeprawie z "Władcą Pierścieni". Nie zapoznam się też z "Zwiadowcami", "Trylogią Czasu" i serią "Oddechy", bo nie wydaje mi się, żeby te książki miały dla mnie coś ciekawego do zaoferowania.
9. Adaptacja filmowa lepsza od książki.
  Niechętnie to przyznaję, ale jest takich sporo, między innymi "Nerve", "Służące", serial "The 100", "Wielki Gatsby", chociaż książka też jest genialna oraz poruszany już wielokrotnie w tym tagu "Władca Pierścieni".
  To już koniec tego tagu. Mam nadzieję, że nie wzburzyłam Was jakoś mocno moimi odpowiedziami i że nie postanowicie już nie wracać na tego bloga ;)

poniedziałek, 13 marca 2017

RECENZJA KSIĄŻKI "SŁUŻĄCE" KATHRYN STOCKETT

  Hej, dziś znów przychodzę do Was z recenzją książki, w której ekranizacji jestem po prostu zakochana i oglądałam ją co najmniej trzy razy. Jak prezentuje się książka w starciu z filmem?
  Lata 60., miasto Jackson w stanie Missisipi. Dla jego mieszkańców to, że w domu jest czarnoskóra służąca jest normalnością. Relacje między gospodarzami, a pomocą są bardzo różne. Niektórzy są okropni dla czarnych kobiet, a w innych przypadkach występuje bardzo silna więź. W tym wszystkim mamy Skeeter, którą praktycznie wychowała służąca jej rodziny, Constantine. Skeeter chce zostać dziennikarką, nie w głowie jej wychodzenie za mąż, co doprowadza do szału jej matkę. Młoda dziewczyna dostaje szansę od losu. Otrzymała możliwość napisania książki, a jej uwaga kieruje się w stronę pomocy domowych.
  Akcja tej książki nie jest oparta na jakiś wielkich wydarzeniach, czy zwrotach akcji. Bardziej na intrygach i tym, jak społeczeństwo dzieli się na lepszych i gorszych. Tę powieść czyta się bardzo przyjemnie i szybko, mimo dość ciężkiego tematu, który porusza.
  Narracja jest pierwszoosobowa, pisana z perspektywy Skeeter lub dwóch czarnoskórych służących, czyli Minny i Aibileen. Te ostatnie posługują się dość uproszczonym językiem, na przykład mówią "we środę", często występuje słowo "coby", zamiast "wziąć" jest "wziąść". Chyba mniej więcej rozumiecie, o co  mi chodzi. Na początku książki strasznie mi to przeszkadzało i nie mogłam się przyzwyczaić do takiego sposobu wysławiania się. Później się do tego przyzwyczaiłam i stwierdziłam, że to dobrze, że autorka zastosowała ten zabieg, bo to dodało pewnej oryginalności historii.
  Postacie w "Służących" są bardzo dobrze zarysowane, nawet te drugoplanowe i trzecioplanowe czymś się odznaczają. Wydaje mi się, że jedynie Stuart został potraktowany trochę po macoszemu.
  Uwielbiam trzy główne bohaterki, chyba najbardziej Skeeter i Minny, mimo, że ta pierwsza bywała czasami hipokrytką, ale nie zepsuło mi to ogólnego wydźwięku tej postaci.
  Poza tym, to jak autorka wykreowała negatywne postacie jest genialne. Postać Hilly jest po prostu obłędna i gdy czytamy o niej to aż czujemy jej złośliwość i fałszywość.
  Bardzo ciekawe było to, jak autorka przedstawiła w "Służących" rasizm. Nie położyła ogromnego nacisku na przypadki pobić i morderstw czarnoskórych osób, choć takie sytuacje tez zostały ukazane w tej historii. Bardziej skupiła się na, swego rodzaju, przemocy psychicznej i takich szpilach, które są wbijane pomocom domowym przez niektóre gospodynie.
  Mimo wszystko, czytając tą powieść najbardziej się przejęłam historią Skeeter. Po prostu to, jak jej własna matka ją krytykuje na każdym kroku, zmusza, by była taka, jak ona chce było straszne i jakoś wywołało to we mnie większe emocje niż reszta historii.
  Jeśli miałabym porównać "Służące" do ich ekranizacji to stawiam na film. Mam wrażenie, że miał więcej takiej charakterystycznej atmosfery, klimatu. Moim zdaniem, jak się widziało tą akcję na ekranie to wywoływało to jakieś większe wrażenia. Film mnie zdecydowanie bardziej wzruszył, zawsze płaczę na nim jak bóbr. Nie zmienia to, jednak faktu, że książka też jest świetna, zachęcam Was do przeczytania jej, a jeszcze bardziej do obejrzenia filmu.

sobota, 11 marca 2017

CZYTELNICZE NAWYKI TAG+ZGREDEK

   Hej, dziś przygotowałam dla Was post, który już od dawna planowałam zrobić. Czytelnicze nawyki tag jest wręcz dla mnie stworzony, ponieważ ja chwile czytania traktuję, jako swego rodzaju, rytuał.
1. Czy masz w domu konkretne miejsce do czytania?
  Owszem, mam, a jest nim kanapa, która znajduje się w moim pokoju. To miejsce zostało szczegółowo opisane w poście, do którego link podaję TUTAJ.
2. Czy w trakcie czytania używasz zakładek, czy przypadkowych świstków papieru?
  Zdecydowanie używam zakładek. Niestety, moja kolekcja jest bardzo mała i mam w planach ją powiększyć.
3. Czy możesz  po prostu skończyć czytać książkę? Czy musisz dojść do końca rozdziału, okrągłej liczby stron?
  Musicie wiedzieć, że nienawidzę kończyć czytania w środku rozdziału. Wiadomo, jeśli mam na chwilę odejść od książki to nie ma problemu, ale jeśli na ponad 5 minut to czuję się źle. Dla mnie koniec rozdziału jest takim znakiem od autora, że mam prawo skończyć czytać. Podczas czytania "Władcy Pierścieni" byłam dość sfrustrowana, ponieważ tam rozdziały były bardzo długie i nie dało się ich czytać naraz.
4. Czy pijesz albo jesz w trakcie czytania?
  Dla mnie nie ma czytania bez herbaty. Codziennie muszę wygospodarować sobie chwilę, żeby usiąść z herbatką i książką. Jeśli chodzi o jedzenie to jem wszystko, co mam pod ręką zaczynając od czekolady, a kończąc na jabłkach.
5. Czy jesteś wielozadaniowa? Potrafisz słuchać muzyki lub oglądać film w trakcie czytania?
  Ja nie mogę słyszeć słów, gdy czytam, bo wszystko mi się ze sobą zlewa. Generalnie nie słucham muzyki w trakcie czytania, ale myślę, że gdybym puściła jakiś utwór bez tekstu to dałabym radę skupić się na książce.
6. Czy czytasz jedną książkę, czy kilka naraz?
  Zawsze czytam jedną książkę i nie rozumiem, jak można czytać kilka powieści naraz.
7. Czytasz w domu, czy gdziekolwiek?
  Na pewno wolę czytać w domu, ale jeśli jestem poza nim to też mogę to robić.
8. Czytasz na głos, czy w myślach?
  W myślach i zastanawiam się, czy ktoś kiedykolwiek odpowiedział na to pytanie w inny sposób, czyli że czyta na głos.
9. Czy czytasz naprzód, poznając zakończenie? Pomijasz fragmenty książki?
  Książkę czytam  od deski do deski albo wcale. Nigdy nie sprawdzam zakończenia. Moja mama tak robi i nie wiem, jak tak w ogóle można postępować? Kto lubi spoilery?!
10. Czy zginasz grzbiety książkom?
  NIE!!! To jest największe zło świata. Kiedyś miałam taką sytuację, że pożyczyłam znajomej książkę, a ona mi ją oddała ze zgiętym grzbietem. Przez ten incydent mam fobię i teraz zawsze zanim ktoś weźmie ode mnie książkę to mówię mu, jak ma ją traktować.
  Teraz mam taki mały bonus. Do mojej kolekcji FUNKO POP dołączył Zgredek. Nareszcie mam w niej moją ulubioną postać z serii "Harry Potter". Skrzata sprezentowałam sobie na Dzień Kobiet i uważam, że jest przesłodki. Ja w ogóle bardzo lubię, gdy te figurki trzymają coś małego w ręku, a Zgredek właśnie trzyma w niej swoją słynną skarpetę.

poniedziałek, 6 marca 2017

RECENZJA KSIĄŻKI "MÓJ TYDZIEŃ Z MARILYN" COLINA CLARK'A

  Hej, w dniu dzisiejszym przygotowałam dla Was recenzję cudownej książki. Miałam wobec niej spore wymagania, bo widziałam ekranizację z moim ulubionym aktorem, Eddiem Redmaynem w roli głównej. Obejrzałam ją nawet dwa razy, bo tak mi się podobała, a powieść zdecydowanie jej dorównuje.
  Colin Clark od zawsze marzył, by pracować w kontakcie z filmem. Pierwszą produkcją, w której brał udział był "Książę i aktoreczka". Był tam na stanowisku trzeciego asystenta reżysera, ale spokojne można tą posadę nazwać "chłopiec na posyłki". Colin przykuwa jednak uwagę odtwórczyni głównej roli w filmie, czyli Marilyn Monroe. Obdarza go ona zaufaniem przez co tworzy się między nimi niezwykła więź, która została opisana dopiero po wielu latach.
  Fabuła tej książki tak naprawdę opisuje, pewnego rodzaju, cud. Najsławniejsza kobieta tamtych czasów nawiązuje bliższy kontakt z osobą, która jest najmniej ważna na planie. Owszem, w książkach powtarza się motyw, że jakaś szkolna sława zakochuje się w szarej myszce, ale tu tą "sławą" jest Marilyn Monroe, co wnosi tą powieść na zdecydowanie wyższy poziom, a na plus też działa to, że jest ona prawdziwa.
  "Mój tydzień z Marilyn" z jednej strony opisuje okrutny świat show-biznesu, ale mimo to ta powieść jest bardzo delikatna i spokojna. Nie mamy tu wielkich zwrotów akcji, ale bardzo się wciągamy w tą historię.
  To, jak Colin Clark opisał Marilyn jest po prostu mistrzostwem świata. Przedstawił ją jako postać niesamowicie barwną, ubraną zarówno w ciemne, jak i jasne kolory. 
  Ja jednak osobiście nie wiem, czy polubiłabym Marilyn, jeśli bym ją poznała, ponieważ w niektórych momentach była, jak dla mnie, zbyt oderwana od rzeczywistości. Momentami też sprawiała wrażenie lekko, że tak to ujmę, mało inteligentnej. Nie można jednak jej odebrać tego, że bardzo fascynuje czytelnika.
  Colin po prostu owinął mnie sobie wokół palca i ja nie wiem, jak to się stało. Jest dość lekkomyślny, czego ja nie lubię ogólnie w bohaterach literackich i ludziach. Poza tym, zwłaszcza na początku książki, gdy obok pojawiała się Marilyn to procesy myślowe Colina gwałtownie zwalniały, co też powinno mnie denerwować. On jednak jest w tym wszystkim tak ogromnie uroczy i cudowny, że ja go zwyczajnie ubóstwiam.
  Kluczowym elementem tej książki, który jest też bardzo ciekawy jest cała relacja Colina z Marilyn. Nie jest to miłość, ale moim zdaniem, nie jest to też przyjaźń. To jest coś na pograniczu tych dwóch rzeczy i to jest absolutnie cudowne. Colin nie chce od Marilyn seksu, nie zmusza jej do związku i niczego od niej nie wymaga, ale po prostu ją wspiera, jak nikt do tej pory.
  Ta historia ma tak jakby dwa zakończenia. Jedno, którego można się domyślić po tytule i opisie z tyłu, pozornie smutne, ale wygrane w raczej optymistyczny sposób. Jest też kolejne, które nie zostało szczególnie opisane w książce. Mam tu na myśli to, że Marilyn popełniła samobójstwo i Colin, ani nikt inny nie zdołał uratować tej niezwykłej kobiety i aktorki, a to sprawiło, że mi pod koniec tej powieści zakręciła się łza w oku.
  "Mój tydzień z Marilyn" jest stosunkowo nieznaną pozycją, więc ja Wam ogromnie polecam tą książkę, bo jest wspaniała i zasługuje na zdecydowanie większą popularność.
  

sobota, 4 marca 2017

PODSUMOWANIE LUTEGO/2017

  Hej, dziś pierwsza sobota marca, a to znaczy, że czas na czytelnicze podsumowanie lutego.
Liczba przeczytanych stron: 2259
Przeczytane książki: 6
Seria "Misja 100"- Kass Morgan:
1. "Misja 100"
2. "Dzień 21"
3. "Powrót na Ziemię"
4. "Dziewczyna, którą kochałeś"- Jojo Moyes
Seria "Piąta fala"(nieskończona)- Rick Yancey:
5. "Piąta fala"
6. "Piąta fala. Bezkresne morze"
  Ten miesiąc był zdecydowanie gorszy od stycznia. Przeczytałam mniej stron, ale jakość książek też była gorsza. Zaczęło się beznadziejną "Misją 100", a kończy się na średniej "Piątej fali". Tylko o "Dziewczynie, którą kochałeś" mogę powiedzieć, że była świetna.
Najlepsza książka miesiąca:
"Dziewczyna, którą kochałeś"- Jojo Moyes
  Poruszająca, wciągająca, niezwykła. Te trzy słowa wystarczą, by opisać tą książkę. Nie myślałam, że tak ogromnie mi się ona spodoba. Nie jest pusta, infantylna i nudna, a tego się  po niej spodziewałam. Zdecydowanie polecam.
Najgorsza książka miesiąca:
"Misja 100"- Kass Morgan
  W sumie, mogłabym dać w tej kategorii całą serię Kass Morgan, ale zdecydowałam, że wyżyję się tylko na pierwszej. Reszta nie jest o wiele lepsza, ale jednak. Nudna, absurdalna. Serial na jej podstawie jest zdecydowanie lepszy i zachęcam Was do zapoznania się z nim.
Najlepsza postać miesiąca:
Sophie Lefevre z "Dziewczyny, którą kochałeś" Jojo Moyes
  Jedna z dwóch głównych bohaterek w tej książce. Jest ona po prostu wspaniała mimo, że czasami jej wiara w ludzi i naiwność mnie przerażały.
Najgorsza postać miesiąca:
Wells Jaha z serii "Misja 100" Kass Morgan
  Ten chłopak naraża życie tysięcy osób przez swoje egoistyczne zachcianki. Wydaje mi się, że więcej nie muszę dodawać.
Najładniejsza okładka miesiąca:
  Wybór w tej kategorii był naprawdę ciężki. W lutym miałam styczność z kilkoma pięknymi okładkami, które przykuwały mój wzrok. Wygrywa jednak oprawa drugiego tomu "Piątej fali" za jej prostotę i to jak intryguje.
Najbrzydsza okładka miesiąca:
  Z każdym kolejnym tomem okładki były gorsze...
  Koniec podsumowania lutego! Jak ten czas szybko leci, zanim się obejrzymy będzie podsumowanie marca, a ja mam już trzy książki do przeczytania w tym miesiącu.

piątek, 3 marca 2017

RECENZJA KSIĄŻKI "PIĄTA FALA. OSTATNIA GWIAZDA" RICK'A YANCEY

  Hej, nareszcie udało mi się skończyć trzeci tom "Piątej fali". Nie było łatwo, nie miałam czasu na czytanie i średnio mnie ciągnęło do tej książki, więc tym bardziej jestem z siebie dumna. Nie przedłużając przejdźmy do recenzji, która chyba będzie wyjątkowo krótka.
  Zostały cztery dni. Po tym czasie wszystkie miasta na Ziemi zostaną zbombardowane, a tam ukrywa się znaczna część ocalałych osób. Bohaterowie decydują się, więc na śmiały plan uratowania resztek ludzkości.
  Ta książka jest nijaka. Nigdy jeszcze nie przeczytałam ostatniego tomu serii, który by u mnie nie wywołał znacznie większej ilości emocji niż reszta części. Teraz po przeczytaniu "Piątej fali. Ostatniej gwiazdy" ten stan się zmienił. Nie udało mi się wciągnąć w akcję i tak naprawdę większość wydarzeń była mi obojętna.
  Na ostatnim tomie odbija się to na co ja zwróciłam uwagę w recenzji pierwszej części. Powiedziałam wtedy, że wykreowanie takich bohaterów, że nie darzy się ich wielką sympatią mogło być celowym zabiegiem, ale teraz zmieniam zdanie. Przez to, że nie lubimy postaci książka nas w ogóle nie interesuje.
  Nie jestem w stanie uwierzyć w jeden moment w tej książce z Cassie w roli głównej. W pewnej scenie ma ona bardzo mądre i głębokie przemyślenia i w tym przypadku nie jest to sarkazm. Wszystko niby jest ok, ale nie przemawia do mnie to, że Cassie, która według mnie jest mało inteligentna wpadła na tak genialne sentencje.
  Plusem "Piątej fali. Ostatniej gwiazdy" jest to, że Rick Yancey wprowadza tu trochę humoru. Nie jest to takim poziom jak w "Darach Anioła", gdzie za każdym razem, gdy coś miało mnie rozbawić, to co najmniej się do siebie uśmiechałam(wybuchy śmiechu też były częste), ale gdy w tej powieści były jakieś żarciki to myślałam sobie, że to dobrze, że autor o czymś takim pomyślał.
  Podsumowując całą serię. "Piąta fala" to dość średni cykl z ciekawymi zakończeniami, które trochę nadrabiają za resztę książek. Ja raczej nie polecam tych książek. Można przeczytać pierwszy tom, ale jeśli Wam się spodoba( tak jak mi) to nie zachęcam do nabycia kolejnych, bo później jest znacznie gorzej.